czwartek, 18 kwietnia 2013

`16.



Rano budzi nas budzik.
Z przekleństwem na ustach przewracasz się na bok i ręką na oślep próbujesz wyłączyć upierdliwe urządzono. Twoja irytacja rośnie z każdą sekundą. Nienawidzisz piosenki  Pixie Lott wypływającej z budzika i nie możesz trafić na odpowiedni przycisk. Machasz ręką coraz nerwowej. W końcu zirytowana niczym Pointer po słabej drużynówce, mocno uderzasz w budzik, efektem czego urządzenie spada z szafki i rozbija się o podłogę. Głośny huk potęguje twoją złość.
Nienawidzisz wcześnie wstawać.
- Hayboeck, po jaką cholerę ustawiłeś ten przeklęty budzik? – Warczysz, przykrywając się kołdrą po same uszy.
Wstając, całuję się w czubek głowy.
- Biegam rano. Nie myślałem, że zostaniesz na noc.
- Chyba sobie żartujesz! Nie zostawisz mnie samą, prawda?
- Pójdę tylko po jakieś bułki. Chyba, że chcesz na śniadanie dwudniową drożdżówkę? Ewentualnie w zamrażalce mam jakieś resztki pizzy. I może parówki też się znajdą.
- Boże, sportowcu, czym ty się odżywiasz? – Nadal jesteś nieco poirytowana, ale powoli ci przechodzi. – Mam ochotę na jajecznicę, wiesz?
- Dobrze. – Mówię i idę się nieco ogarnąć.

Gdy wracam do mieszkania, siedzisz w kuchni w mojej za dużej na ciebie koszulce i spokojnie pijesz kawę. Wyglądasz rozkosznie i nawet trochę się uśmiechasz.
- Ta drożdżówka jest twarda jak łeb Kohlera, nadaje się na broń przeciw gwałcicielom. – Mówisz z łobuzerskimi iskierkami w oczach.
Uwielbiam cię taką, dobrze o tym wiesz.
- Świetnie! – Uśmiecham się do ciebie, biorąc się za robienie jajecznicy. To takie dziwne, ze zacząłem dla ciebie gotować. Aż jestem z siebie dumny. – Przyda się. Trochę się boję mojej sąsiadki z parteru. Czasami patrzy się na mnie z takim… zboczeniem.
- Widocznie podobasz się nawet emerytkom. – Śmiejesz się, obejmując mnie  pasie i całując w szyję.
Biorąc pod uwagę twój poranny wybuch i aktualne słodkości, dochodzę do wniosku, ze PMS nawiedziło twój organizm.

Wieczorem siedzimy wtuleni w siebie, z lampkami czerwonego wina w rękach. W tle przygrywa nam Passenger i jest naprawdę romantycznie, niemal idealnie. Ten idealizm trochę mnie drażni, gadanie kumpli wyraźnie padło mi na mózg.
Zresztą, czy takie coś jak ideał istnieje? Sądzisz, że nie, wiem o tym doskonale, bo już nie raz wspominałaś o niedoskonałych ideałach i tak dalej.
Czuję, że zachodzi we mnie jakaś zmiana, boję się jej i to jak, ale staram się jej nie hamować. Będzie co ma być.
Klapki spadają mi z oczu, Ariel wybawia róż z mojego przesłodzonego światopoglądu, wreszcie po latach niewidzenia dostrzegam wyraźnie rysujące się kontury prawdziwej, bardzo brutalnej i szarobure rzeczywistości, gdzie ideały naprawdę nie istnieją.
Teraz widzę, ze nasz związek nie jest taki jak kiedyś i niestety nie jest on, jak się dotąd łudziłem, lepszy. Jest mniej naturalny, trochę jak Krzysiu Ibisz.
Świat jest straszny, kiedy moje oczy nie mają już tak głębokiej wady.
I chyba nienawidzę się za te myśli, bo ja przecież kocham cię tak mocno.
Ups, zdecydowanie za dużo wino.
- Hej kotek, co jest? – Przerywasz swój monolog o włosach Kocha i trochę się ode mnie odsuwasz, wykręcając się tak, by widzieć moją twarz. Wolną ręką przeczesujesz moje włosy i gdybym nie czuł się taki zagubiony to uśmiechnąłbym się do ciebie tak jakby wreszcie udało mi się zapuścić wąsa a’la Małysz.
W twoich brązowych tęczówkach odbija się niepokój.
Masz podobne oczy do swojego wujka, do Alexa, wiesz?
- Jesteś szczęśliwa? – Pytam ku zaskoczeniu nas obojga.
Bierzesz łyk wina, by zamaskować swoje skrępowanie.
- Czyżby Fettnerowa moda na filozofowanie udzieliła się także tobie?
- Vera…
- Kocham cię.
- Nie o to pytałem.
- Na jedno wychodzi.
- Nie zawsze.
Przez chwilę mierzymy się wzrokiem i może to dziwne, ale nie pragnę cię objąć. Chcę być po prostu wolny. Wolny od ciebie, od mojego chorego uczucia. Chcę umieć patrzeć na świat jak normalny człowiek.
I nie obchodzi mnie, że twoje usta smakują lepiej niż mój ulubiony makaron z łososiem gotowany przez moją mamę na każdy pierwszy czwartek miesiąca.
- Michael…
- Nie jestem szczęśliwy. Moje szczęście to tylko złudzenie. Twoja miłość, moja miłość do ciebie jest jak kajdany. A ja chyba chcę czuć się wolny. – Nie wierzę, że to mówię, oboje w to nie wierzymy. Ze zdziwienia otwierasz szeroko usta, lampka wypada z twojej dłoni i rozbija się o podłogę; krwistoczerwona ciecz zabarwia kremowy dywan.
Kurwa, to nie dzieje się naprawdę.
- Co to znaczy? – Wykrztuszasz wreszcie z siebie. Pionowa bruzda przecina twoje czoło.
- To… koniec? – Biorę głęboki wdech, hardo patrząc ci się w oczy.
Cacy Michi jest cacy.
- Ale ja… nie chcę. Ja… boję się… nie chcę zostać… sama. – Zalewasz się łzami i mimo wszystko twój płacz działa na mnie jak widok zamkniętych powiek Śpiącej Królewny na królewicza, chcę ci pomóc.
Bo wciąż cię kocham.
Kiedyś nie byłaś taka, twoje błędy cię zmieniły.
- Nie kochasz mnie. – Stwierdzam. – Jesteś ze mną przez własny lęk.
- Nieprawda! – Zaprzeczasz gorliwie. Twoje długie palce mocno oplatają moje nadgarstki. – Naprawdę cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejszy.
- I ty dla mnie też, ale czas to zmienić, bo to wszystko zrobiło się po prostu chore,
- Zrywasz ze mną?
-… Tak.
Chyba powinienem być z siebie dumny. W końcu zrobiłem duży krok naprzód. Ale, paradoksalnie, fajnie się nie czuję. Nie jestem fucking awesome, jestem draniem, doprowadzającym cię do łez.
Ale wiesz, ze to było koniecznie?
Dla dobra nas obojga.
***
błędów i literówek nie sprawdzałam, nie mam siły już do tego, sorry


długo mnie tutaj nie było, ale w końcu jestem, dodaję i rozwalam życie uczuciowe Nudelnika ponownie.
:)

4 komentarze:

  1. Uuu, nie spodziewałabym się, że zerwie z Verą. Ale to chyba dobre posunięcie :) Cieszę się, że w końcu nowy rozdział ;)
    Pozdrawiam.
    be-my-lover.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę nie wierzę w to, co przeczytałam. To jest po prostu... nienaturalne! Nudeln niekochający Very, jest jak Freund bez wkładek, Gregor bez aparatu! Mój mózg nie przyjmuje tego do wiadomości :O
    Ale! Prawda jest taka, że Michi postąpił bardzo dojrzale i naprawdę jestem dumna z niego. Powiedz, że będzie z Ariel. Ja bym tak chciała, żeby on chociaż z nią flirtował tak ostro :D
    Wymyślisz coś w związku z tym, prawda? Mam nadzieję!
    Tymczasem Kam, you know i love you and i miss you! <3

    http://together-or-separately.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo wszystko, uznanie dla Michaela. Niby zranił Verę, ale w sumie przejrzał na oczy. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki czy coś, a z tego wychodzi, że Vera byłą z nim po to tylko, żeby uniknąć samotności i leczyć złamane serce po zerwaniu z... Tajnerem (omg, nie wierzę, że to piszę, przecież to taki absurd i paradoks, że Mrożek by tego lepiej nie wymyślił ;d).
    A Michi znów wolny, mrraauu ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Łooo, w końcu zmądrzało chłopię. Cieszy mnie to bardzo bo od początku nie polubiłam Very, taka sucz z niej xD W każdym bądź razie spodobał mi się sposób w jaki z nią zerwał (jestem chora i lubię kiedy ludzie są zranieni). No ale dobrze jej tak bo jeśli miała być z Michaelem tylko dlatego, że się bała samotności to niech zdupca na drzewo :D Może wróci do Apolla, hahaha. Śmiałabym się nieziemsko. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdzialik :))
    Pozdrawiam, Pyza

    OdpowiedzUsuń