Nie chcę kochać cię
fanatycznie.
Nie chcę mieć cię za bóstwo, za uosobienie perfekcji. Nie
jesteś idealna, bo ideałów nie ma. Masz swoje wady; przeklinasz jak szewc, gdy
do kubka wsypujesz ostatnie ziarenka kakao, płaczesz, kiedy oglądasz ostatni
odcinek serialu, którego fanką się stałaś, śmiejesz się ze schlierenzauerowych
włosów i nigdy nie cieszysz się z darmowych kuponów na pizzę. Jesteś niedoskonała
jak każdy człowiek i chcę to dostrzegać, chcę akceptować twoje wady, będąc nich
całkowicie świadomy, a nie się nimi zachwycać. Jesteś normalna, jesteś
człowiekiem. I taką pragnę cię widzieć zawsze.
Ale nie umiem. To jest
trudniejsze niż przypuszczałem. Moja miłość przyćmiewa wszystko, nawet to, że
obgryzasz paznokcie, kiedy oglądasz „Władce Pierścienia”.
- Jestem brudna? – Pytasz,
dostrzegając mój wzrok wlepiony w twoją piękną, pogodną twarzyczkę.
Ogarniam swoje serce i mózg,
który już dawno przestał działać tak jak powinien i posyłam w twoją stronę
nieco wymuszony uśmiech.
- Raczej nie.
Kręcisz głową z rozbawieniem, po
czym odchodzisz w stronę Poitnera.
Kochanie ciebie miłością zwykłą,
najwspanialszą, nieraniącą chyba przekracza moje zdolności.
Choć już kiedyś tak cię kochałem,
na samym początku. Kochałem cię wtedy mądrze, rozsądnie, a nie jak teraz
obłędnie i fanatycznie.
- Zmieniła się, co nie? – Fettner
podchodzi do mnie. W rękach trzyma piłkę do nogi, wzrokiem prześwietla ciebie.
Wzruszam obojętnie ramionami.
- Ciągle się zmienia.
- A ty ją ciągle kochasz?
Patrzę się na Manuela i wiem, że
chłopak czyta z mojej twarzy jak z otwartej księgi. Czasami chciałbym ukryć
przed nim swoje uczucia, ale Fetti zna mnie za dobrze.
Wyrywam z jego rąk piłkę i robię
kilka kapek.
- Tajner ją zmienił. Zmienił ją
nawet kilkakrotnie.
- To widać.
- Co masz na myśli? – Zatrzymuję
się i wbijam w przyjaciela uważne spojrzenie. Piłka wypada mi z rąk i toczy się kilka metrów dalej.
Fettner wzdycha, znowu wędrując
wzrokiem do ciebie.
- Kiedyś była bardziej pewna
siebie, trochę nonszalancka. Teraz niby próbuje wciąż być taką, ale nie za
dobrze jej to wychodzi.
- Jest… pogubiona.
Brunet kiwa głową. Troska
przysłania jego spojrzenie.
- Przykro mi to mówić, ale ona
ciebie kocha, zawsze cię kochała, nawet jeśli na moment o tym zapomniała. Widać
to po niej. Ale trochę jakby się tego boi.
Marszczę brwi i milczę jak
zaklęty. Mój mózg powoli przetwarza fettnerowe rewelacje. Dżizas, czego życie
musi być aż takie skomplikowane i pomotane niczym kordonek.
- Chyba zacznę lubić to, że
czasami bywasz mądry. – Mówię w końcu, wciąż będąc trochę w szoku.
Kochasz mnie.
Zawsze mnie kochałaś, nawet
wtedy, gdy przeżywałaś wielką fascynację antykami.
Ten dzień nie mógłby być
piękniejszy.
KOCHASZ MNIE!
W przypływie euforii prawie duszę
Fettnera.
- Spokojnie, Makaron, bo przed
chwilą jadłem kanapkę z tuńczykiem i naprawdę nie zamierzam jej zwrócić przez
nadmiar twojego szczęścia. – Manu trochę się śmieje, ale jest też trochę
zmartwiony.
Puszczam go i uśmiecham się do
niego głupkowato.
- Kocha mnie. – Powtarzam raz po
raz.
Fettner lekko uderza mnie w
głowę. Po chwili jednak poważnieje.
- I właśnie tego się obawiałem.
- Czego?
- Tego. Wasz związek, mimo
wszystko, jest bez przyszłości.
- O czym ty pieprzysz? –
Przestaję się uśmiechać. Tok rozumowania Fettnera jest dzisiaj wyjątkowo
zawiły. – Przecież przed chwilą sam powiedziałeś, że Vera mnie kocha.
- Michi, wiem jak bardzo ci na
niej zależy, poza tym Vera to fajna laska, ale lepiej byłoby dla ciebie gdybyś
ją sobie odpuścił. – Manuel klepie mnie po plecach, nieporadnie się
uśmiechając. Jest świadomy tego, że jego
słowa zadają mojemu sercu nie lada rany. – Ale zrobisz jak będziesz chciał.
- Nie czaję cię.
- Może kiedyś mnie zrozumiesz. –
Fettner uśmiecha się smutno, nie do twarzy mu w takim uśmiechu. – Chodź się
przebrać, w końcu musimy zdominować TCS.
- Aha, jeśli Hula nam da. –
Mruczę niewyraźnie pod nosem. Myślami wciąż jestem przy tobie i fettnerowych
słowach. – Skubanemu chyba spodobało się stanie na podium.
- Może i Oberstdorf i Garmisch
były jego, ale mojego Innsbrucka już nie zdobędzie.
- Pożyjemy, zobaczymy.
Trzy godziny później już wiemy,
że Fettner nie miał racji i że jednak Hula zdobył Innsbruck, pewnie dążąc w ten
sposób, do wygranej TCS. W Bischo na pewno hulnie sobie porządnie, nie dając
szans na choćby (!) nawiązanie rywalizacji drugiemu Freitagowi i trzeciemu
Zografskiemu.
Stefcio szaleje w tym sezonie i
pan Tajner na pewno jest z niego dumny.
A co ciekawsze, Hula ma już na
fejsie więcej napalonych hotfanek niż ja.
Life is brutal.
Ale przynajmniej w drodze do
Bischofshofen mogę siedzieć obok ciebie, czuć w nozdrzach twoje perfumy i
delikatnie stykać swoją lewą nogę z twoją prawą nogą. Taka głupota robi mnie
szczęśliwym.
I wiesz co? Lubię z tobą
rozmawiać, nawet jeśli nasza rozmowa dotyczy austriackiego disco polo.
Bezwiednie wyszukuję w tobie
oznak, które pozwoliły Manuelowi sądzić, że mnie kochasz. I je widzę, widzę jak
patrzysz na mnie z czułością i trochę też ze zrezygnowaniem, jak uśmiechasz się
do mnie szerzej niż do innych. Wkładasz w wypowiedzenie mojego imienia tyle ciepła, że wystarczyłoby go na
ogrzanie wszystkich Eskimosów. Słuchasz mnie uważnie, nawet gdy mówię głupoty.
Cieszysz się, gdy pójdzie mi konkurs i jesteś dumna ze mnie, kiedy zrobię coś
porządnie.
I smakował ci budyń waniliowy,
który sam zrobiłem – nieprzypalony i bez grudek.
Love is in the air.
Dłużej nie mogę wytrzymać i mimo,
że padam z nóg, wyciągam cię na wieczorny spacer po Bischo. Co z tego, że jutro
są kwalifikacje, a mi wręcz odpadają kończyny? Muszę z tobą porozmawiać i
upewnić się na czym stoję.
Co w sumie nie jest takie łatwe.
A ty mi niczego, kochanie, nie ułatwiasz.
Przynajmniej nastrój jest w
porządku. Księżyc w pełni, gwiazdy, śnieg jakby posypany brokatem i nasza dwójka brnąca
na oślep przez dwumetrowe zaspy.
I chyba dwadzieścia stopni
poniżej zera, ale to tylko taki malutki minusik tej romantycznej scenerii.
- Michi, zimno. – Marudzisz,
wsadzając dłonie głęboko w kieszenie kurtki. – Już się dotleniłam.
Nie bój się i powiedz mi, co
czujesz, skarbie. Niczego innego nie pragnę, tylko tych kilku słów, które
stuprocentowo potwierdzą przypuszczenia Manuela. No dalej, Schmetterling, co
kryje się w twoim serduszku?
- Czuję, że zaraz zmienię się w
lodową figurę.
Nie do końca o to chodziło,
Schatz, ale jesteś na dobrej drodze.
- Figury z lodu są piękne. –
Mamroczę niewyraźnie, lepiej naciągając czapkę na uszy.
W takim tempie nie wyciągnę od
ciebie „Kocham cię” do wiosennych roztopów.
- Och, Mitchi – uśmiechasz się
tak olśniewająco, że uginają się pode mną kolana. Może powinienem wziąć tę
sprawę w swoje ręce? – Od kiedy interesujesz się sztuką? I to jeszcze rzeźbą
lodową?
- Od zawsze. Rzeźba lodowa to
moja pasja.
- Tak, a Schmitt siedzi i
wpieprza Milkę. Uh, Michael, serio, wracajmy już. Tracę czucie w małym palcu i
jestem przeraźliwie głodna. Nie mówiąc już o tym, że wujek dał mi do
wypełnienia tonę pa…
- Kocham cię.
- Co?
- Kocham cię, Vero.
Zatrzymujemy się i patrzymy się w
swoje oczy w milczeniu. Moje ‘kocham’ zawisło między nami i póki co bezlitośnie
ze mnie drwi. Ver, powiedzże coś, błagam. Powiedz, bo ja tu umieram z niewiedzy
i niepewności, rany na sercu zaczynają się ponownie otwierać.
- Michael…
- Nie bój się – szepczę,
chwytając ją za rękę. – Nie bój się, proszę.
Pozwalasz mi przytulić siebie,
wręcz sama do mnie przylegasz. Tulę cię, delikatnie głaszcząc cię po plecach.
Drżysz i nic nie mówisz.
- Wszystko może być dobrze. –
Mocniej cię obejmuję, próbując pokonać twoje strachy moim dotykiem. – Zaufaj
mi, proszę.
- Tak okropnie się boję. –
Wyznajesz ze łzami w oczach. Twój głos drży nawet bardziej niż twoje ciało. –
Boję się cię kochać, boję się, że znowu cię skrzywdzę, Michael.
- Spokojnie, skarbie, wszystko
będzie dobrze, obiecuję. Będziemy szczęśliwi. – Delikatnie całuję się w czoło,
twój strach nieco gasi moje szczęście.
- Potrzebuję cię.
Jesteś krucha niczym porcelana.
A zawsze bardziej przypominałaś
skałę.
- Tak bardzo cię potrzebuję,
Michael.
Odrywasz się ode mnie i wspinasz
się na palce. Twoje oczy krzyczą do mnie jakby w desperacji. Jesteś cieniem
samej siebie, ale ja pomogę ci się odbudować.
Całujesz mnie i wszystko
przestaje mieć znaczenie. Znowu jesteś tylko ty.
Jesteśmy my.
*****
To opowiadanie wygląda całkowicie inaczej niż na początku miało wyglądać, no ale...
I wgl Stefcio wygrał TCS, to jest piękne. Mój irracjonalny świat jest piękny i Nudeln jest piękny i wgl <3<3<3
Cóż.. wygrana Stefcia w TCS przerasta moją wyobraźnię ;D Ta miłość jest z lekka masochistyczna, ale teraz chyba będzie już tylko lepiej? :) Strasznie lubię twój styl pisania i nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;> Pozdrawiam i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńHAHAHA dokładnie, Stefo pierwszy, Zografski trzeci, dobra abstrakcja, ale me gusta :D
OdpowiedzUsuńLol, dziewczyno, wcale go nie skrzywdzisz, raczej byś krzywdziła siebie, jakbyś mu tego wszystkiego nie powiedziała.
dziękuję dobranoc
xo
Ahhh,, Mitchi.
OdpowiedzUsuńMoże słowa Fettnera miały jakieś drugie dno. Może on wie o czymś ważnym.
Vera nie jest taka jak kiedyś, jest obca, jest po prostu nie tak odważna.
Boi się że zrani Mitchiego,, i na prawdę jej się nie dziwię. Po tym co mu zrobiła chłopak mógłby jej nie wybaczyć, jednak kocha ją zbyt mocno.
Dobrze że sobie to powiedzieli, a raczej Mitchi jej powiedział. Wszystko co działo się dotychczas sprowadzało się do ich rozstania, bolało ich to teraz mogą być szczęśliwi. O ile los nie zgotuję im innych przygód!
czekam na kolejny ;) Świetna jest ta twoja historia ;P
pozdrawiam,
Metka.
ps. zapraszam do mnie na imagina ;)
[loved-you-first-imaginy.blogspot.com]
No cześć, to ja^^ nareszcie. I przepraszam, że tak późno.
OdpowiedzUsuńWybacz, kochana♥
Vera. Kocha Mitchiego. A on ją.
I może zacznie się układać, ale mam wrażenie, że Vera coś ukrywa, że do szczęścia jeszcze daleka droga. Coś jeszcze się posypie, a oni muszą sobie jeszcze wiele rzeczy wyjaśnić.
Za to Fettner dobra duszyczka, kochany przyjaciel, martwi się o Hayboecka. Dobry Manuel, grzeczny Manuel, lubimy Manuela, jego tatuaże i tunele w uszach^^
I kochamy Cam i to opowiadanie wspaniałe♥
"- Ciągle się zmienia.
OdpowiedzUsuń- A ty ją ciągle kochasz?" urzekło mnie ostatecznie i może właśnie z tego małego, ale tak bardzo istotnego powodu, siedzę do tej pory wpatrzona w ten rozdział jak w uroczego, przesłodkiego kotka, którego chciałoby się udusić z miłości i zaprzytulać na śmierć przez ten niesamowity urok jaki wokół siebie roztacza, co czyni moje oczy maślanymi i wcale nie przez to, że miłość przypomina mi jakieś kanapki czy coś. KOCHA GO! Vera go kocha, Vera go kocha i kocha go Vera a Verę on kocha i tak sobie żyją i na pewno są przeszczęśliwi, a to co mnie też urzeka to.... tadadadam.... wait for it....No dalej, Schmetterling, co kryje się w twoim serduszku? Urocze do potęgi, ale nie wiem czy chciałabym być Schmetterlingiem <3 Cudowna Cam = CC