piątek, 25 stycznia 2013

`11.



            Nie chcę kochać cię fanatycznie.
            Nie chcę mieć cię za bóstwo, za uosobienie perfekcji. Nie jesteś idealna, bo ideałów nie ma. Masz swoje wady; przeklinasz jak szewc, gdy do kubka wsypujesz ostatnie ziarenka kakao, płaczesz, kiedy oglądasz ostatni odcinek serialu, którego fanką się stałaś, śmiejesz się ze schlierenzauerowych włosów i nigdy nie cieszysz się z darmowych kuponów na pizzę. Jesteś niedoskonała jak każdy człowiek i chcę to dostrzegać, chcę akceptować twoje wady, będąc nich całkowicie świadomy, a nie się nimi zachwycać. Jesteś normalna, jesteś człowiekiem. I taką pragnę cię widzieć zawsze.
Ale nie umiem. To jest trudniejsze niż przypuszczałem. Moja miłość przyćmiewa wszystko, nawet to, że obgryzasz paznokcie, kiedy oglądasz „Władce Pierścienia”.
- Jestem brudna? – Pytasz, dostrzegając mój wzrok wlepiony w twoją piękną, pogodną twarzyczkę.
Ogarniam swoje serce i mózg, który już dawno przestał działać tak jak powinien i posyłam w twoją stronę nieco wymuszony uśmiech.
- Raczej nie.
Kręcisz głową z rozbawieniem, po czym odchodzisz w stronę Poitnera.
Kochanie ciebie miłością zwykłą, najwspanialszą, nieraniącą chyba przekracza moje zdolności.
Choć już kiedyś tak cię kochałem, na samym początku. Kochałem cię wtedy mądrze, rozsądnie, a nie jak teraz obłędnie i fanatycznie.
- Zmieniła się, co nie? – Fettner podchodzi do mnie. W rękach trzyma piłkę do nogi, wzrokiem prześwietla ciebie.
Wzruszam obojętnie ramionami.
- Ciągle się zmienia.
- A ty ją ciągle kochasz?
Patrzę się na Manuela i wiem, że chłopak czyta z mojej twarzy jak z otwartej księgi. Czasami chciałbym ukryć przed nim swoje uczucia, ale Fetti zna mnie za dobrze.
Wyrywam z jego rąk piłkę i robię kilka kapek.
- Tajner ją zmienił. Zmienił ją nawet kilkakrotnie.
- To widać.
- Co masz na myśli? – Zatrzymuję się i wbijam w przyjaciela uważne spojrzenie. Piłka wypada mi z rąk i toczy się kilka metrów dalej.
Fettner wzdycha, znowu wędrując wzrokiem do ciebie.
- Kiedyś była bardziej pewna siebie, trochę nonszalancka. Teraz niby próbuje wciąż być taką, ale nie za dobrze jej to wychodzi.
- Jest… pogubiona.
Brunet kiwa głową. Troska przysłania jego spojrzenie.
- Przykro mi to mówić, ale ona ciebie kocha, zawsze cię kochała, nawet jeśli na moment o tym zapomniała. Widać to po niej. Ale trochę jakby się tego boi.
Marszczę brwi i milczę jak zaklęty. Mój mózg powoli przetwarza fettnerowe rewelacje. Dżizas, czego życie musi być aż takie skomplikowane i pomotane niczym kordonek.
- Chyba zacznę lubić to, że czasami bywasz mądry. – Mówię w końcu, wciąż będąc trochę w szoku.
Kochasz mnie.
Zawsze mnie kochałaś, nawet wtedy, gdy przeżywałaś wielką fascynację antykami.
Ten dzień nie mógłby być piękniejszy.
KOCHASZ MNIE!
W przypływie euforii prawie duszę Fettnera.
- Spokojnie, Makaron, bo przed chwilą jadłem kanapkę z tuńczykiem i naprawdę nie zamierzam jej zwrócić przez nadmiar twojego szczęścia. – Manu trochę się śmieje, ale jest też trochę zmartwiony.
Puszczam go i uśmiecham się do niego głupkowato.
- Kocha mnie. – Powtarzam raz po raz.
Fettner lekko uderza mnie w głowę. Po chwili jednak poważnieje.
- I właśnie tego się obawiałem.
- Czego?
- Tego. Wasz związek, mimo wszystko, jest bez przyszłości.
- O czym ty pieprzysz? – Przestaję się uśmiechać. Tok rozumowania Fettnera jest dzisiaj wyjątkowo zawiły. – Przecież przed chwilą sam powiedziałeś, że Vera mnie kocha.
- Michi, wiem jak bardzo ci na niej zależy, poza tym Vera to fajna laska, ale lepiej byłoby dla ciebie gdybyś ją sobie odpuścił. – Manuel klepie mnie po plecach, nieporadnie się uśmiechając. Jest świadomy  tego, że jego słowa zadają mojemu sercu nie lada rany. – Ale zrobisz jak będziesz chciał.
- Nie czaję cię.
- Może kiedyś mnie zrozumiesz. – Fettner uśmiecha się smutno, nie do twarzy mu w takim uśmiechu. – Chodź się przebrać, w końcu musimy zdominować TCS.
- Aha, jeśli Hula nam da. – Mruczę niewyraźnie pod nosem. Myślami wciąż jestem przy tobie i fettnerowych słowach. – Skubanemu chyba spodobało się stanie na podium.
- Może i Oberstdorf i Garmisch były jego, ale mojego Innsbrucka już nie zdobędzie.
- Pożyjemy, zobaczymy.

Trzy godziny później już wiemy, że Fettner nie miał racji i że jednak Hula zdobył Innsbruck, pewnie dążąc w ten sposób, do wygranej TCS. W Bischo na pewno hulnie sobie porządnie, nie dając szans na choćby (!) nawiązanie rywalizacji drugiemu Freitagowi i trzeciemu Zografskiemu.
Stefcio szaleje w tym sezonie i pan Tajner na pewno jest z niego dumny.
A co ciekawsze, Hula ma już na fejsie więcej napalonych hotfanek niż ja.
Life is brutal.
Ale przynajmniej w drodze do Bischofshofen mogę siedzieć obok ciebie, czuć w nozdrzach twoje perfumy i delikatnie stykać swoją lewą nogę z twoją prawą nogą. Taka głupota robi mnie szczęśliwym.
I wiesz co? Lubię z tobą rozmawiać, nawet jeśli nasza rozmowa dotyczy austriackiego disco polo.
Bezwiednie wyszukuję w tobie oznak, które pozwoliły Manuelowi sądzić, że mnie kochasz. I je widzę, widzę jak patrzysz na mnie z czułością i trochę też ze zrezygnowaniem, jak uśmiechasz się do mnie szerzej niż do innych. Wkładasz w wypowiedzenie mojego  imienia tyle ciepła, że wystarczyłoby go na ogrzanie wszystkich Eskimosów. Słuchasz mnie uważnie, nawet gdy mówię głupoty. Cieszysz się, gdy pójdzie mi konkurs i jesteś dumna ze mnie, kiedy zrobię coś porządnie.
I smakował ci budyń waniliowy, który sam zrobiłem – nieprzypalony i bez grudek.
Love is in the air.
Dłużej nie mogę wytrzymać i mimo, że padam z nóg, wyciągam cię na wieczorny spacer po Bischo. Co z tego, że jutro są kwalifikacje, a mi wręcz odpadają kończyny? Muszę z tobą porozmawiać i upewnić się na czym stoję.
Co w sumie nie jest takie łatwe. A ty mi niczego, kochanie, nie ułatwiasz.
Przynajmniej nastrój jest w porządku. Księżyc w pełni, gwiazdy, śnieg jakby posypany brokatem i nasza dwójka brnąca na oślep przez dwumetrowe zaspy.
I chyba dwadzieścia stopni poniżej zera, ale to tylko taki malutki minusik tej romantycznej scenerii.
- Michi, zimno. – Marudzisz, wsadzając dłonie głęboko w kieszenie kurtki. – Już się dotleniłam.
Nie bój się i powiedz mi, co czujesz, skarbie. Niczego innego nie pragnę, tylko tych kilku słów, które stuprocentowo potwierdzą przypuszczenia Manuela. No dalej, Schmetterling, co kryje się w twoim serduszku?
O tych złych, niefajnych słowach Fettnera nawet nie chcę pamiętać.
- Czuję, że zaraz zmienię się w lodową figurę.
Nie do końca o to chodziło, Schatz, ale jesteś na dobrej drodze.
- Figury z lodu są piękne. – Mamroczę niewyraźnie, lepiej naciągając czapkę na uszy.
W takim tempie nie wyciągnę od ciebie „Kocham cię” do wiosennych roztopów.
- Och, Mitchi – uśmiechasz się tak olśniewająco, że uginają się pode mną kolana. Może powinienem wziąć tę sprawę w swoje ręce? – Od kiedy interesujesz się sztuką? I to jeszcze rzeźbą lodową?
- Od zawsze. Rzeźba lodowa to moja pasja.
- Tak, a Schmitt siedzi i wpieprza Milkę. Uh, Michael, serio, wracajmy już. Tracę czucie w małym palcu i jestem przeraźliwie głodna. Nie mówiąc już o tym, że wujek dał mi do wypełnienia tonę pa…
- Kocham cię.
- Co?
- Kocham cię, Vero.
Zatrzymujemy się i patrzymy się w swoje oczy w milczeniu. Moje ‘kocham’ zawisło między nami i póki co bezlitośnie ze mnie drwi. Ver, powiedzże coś, błagam. Powiedz, bo ja tu umieram z niewiedzy i niepewności, rany na sercu zaczynają się ponownie otwierać.
- Michael…
- Nie bój się – szepczę, chwytając ją za rękę. – Nie bój się, proszę.
Pozwalasz mi przytulić siebie, wręcz sama do mnie przylegasz. Tulę cię, delikatnie głaszcząc cię po plecach. Drżysz i nic nie mówisz.
- Wszystko może być dobrze. – Mocniej cię obejmuję, próbując pokonać twoje strachy moim dotykiem. – Zaufaj mi, proszę.
- Tak okropnie się boję. – Wyznajesz ze łzami w oczach. Twój głos drży nawet bardziej niż twoje ciało. – Boję się cię kochać, boję się, że znowu cię skrzywdzę, Michael.
- Spokojnie, skarbie, wszystko będzie dobrze, obiecuję. Będziemy szczęśliwi. – Delikatnie całuję się w czoło, twój strach nieco gasi moje szczęście.
- Potrzebuję cię.
Jesteś krucha niczym porcelana.
A zawsze bardziej przypominałaś skałę.
- Tak bardzo cię potrzebuję, Michael.
Odrywasz się ode mnie i wspinasz się na palce. Twoje oczy krzyczą do mnie jakby w desperacji. Jesteś cieniem samej siebie, ale ja pomogę ci się odbudować.
Całujesz mnie i wszystko przestaje mieć znaczenie. Znowu jesteś tylko ty.
Jesteśmy my.
*****
To opowiadanie wygląda całkowicie inaczej niż na początku miało wyglądać, no ale...
I wgl Stefcio wygrał TCS, to jest piękne. Mój irracjonalny świat jest piękny i Nudeln jest piękny i wgl <3<3<3



5 komentarzy:

  1. Cóż.. wygrana Stefcia w TCS przerasta moją wyobraźnię ;D Ta miłość jest z lekka masochistyczna, ale teraz chyba będzie już tylko lepiej? :) Strasznie lubię twój styl pisania i nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;> Pozdrawiam i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  2. HAHAHA dokładnie, Stefo pierwszy, Zografski trzeci, dobra abstrakcja, ale me gusta :D
    Lol, dziewczyno, wcale go nie skrzywdzisz, raczej byś krzywdziła siebie, jakbyś mu tego wszystkiego nie powiedziała.
    dziękuję dobranoc
    xo

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh,, Mitchi.
    Może słowa Fettnera miały jakieś drugie dno. Może on wie o czymś ważnym.
    Vera nie jest taka jak kiedyś, jest obca, jest po prostu nie tak odważna.
    Boi się że zrani Mitchiego,, i na prawdę jej się nie dziwię. Po tym co mu zrobiła chłopak mógłby jej nie wybaczyć, jednak kocha ją zbyt mocno.
    Dobrze że sobie to powiedzieli, a raczej Mitchi jej powiedział. Wszystko co działo się dotychczas sprowadzało się do ich rozstania, bolało ich to teraz mogą być szczęśliwi. O ile los nie zgotuję im innych przygód!
    czekam na kolejny ;) Świetna jest ta twoja historia ;P
    pozdrawiam,
    Metka.

    ps. zapraszam do mnie na imagina ;)
    [loved-you-first-imaginy.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. No cześć, to ja^^ nareszcie. I przepraszam, że tak późno.
    Wybacz, kochana♥
    Vera. Kocha Mitchiego. A on ją.
    I może zacznie się układać, ale mam wrażenie, że Vera coś ukrywa, że do szczęścia jeszcze daleka droga. Coś jeszcze się posypie, a oni muszą sobie jeszcze wiele rzeczy wyjaśnić.
    Za to Fettner dobra duszyczka, kochany przyjaciel, martwi się o Hayboecka. Dobry Manuel, grzeczny Manuel, lubimy Manuela, jego tatuaże i tunele w uszach^^
    I kochamy Cam i to opowiadanie wspaniałe♥

    OdpowiedzUsuń
  5. "- Ciągle się zmienia.
    - A ty ją ciągle kochasz?" urzekło mnie ostatecznie i może właśnie z tego małego, ale tak bardzo istotnego powodu, siedzę do tej pory wpatrzona w ten rozdział jak w uroczego, przesłodkiego kotka, którego chciałoby się udusić z miłości i zaprzytulać na śmierć przez ten niesamowity urok jaki wokół siebie roztacza, co czyni moje oczy maślanymi i wcale nie przez to, że miłość przypomina mi jakieś kanapki czy coś. KOCHA GO! Vera go kocha, Vera go kocha i kocha go Vera a Verę on kocha i tak sobie żyją i na pewno są przeszczęśliwi, a to co mnie też urzeka to.... tadadadam.... wait for it....No dalej, Schmetterling, co kryje się w twoim serduszku? Urocze do potęgi, ale nie wiem czy chciałabym być Schmetterlingiem <3 Cudowna Cam = CC

    OdpowiedzUsuń