wtorek, 27 listopada 2012

`7.


`7.


Sukces! Rzadziej o tobie myślę, już nie przejmujesz każdej mojej myśli, moje serce przestało wykrzykiwać twoje imię. I jest mi z tym naprawdę nieźle. Nic mnie nie boli, nic nie trzęsie moim światem. Posklejałem się. W końcu.
Ale…
Ale zawsze jest jakiś haczyk, czyż nie?
Czasami, gdy wracasz do mnie w myślach, gdy myślę o tym jak musisz czuć się samotnie w Innsbrucku bez Tajnera, beze mnie, moja tęsknota odżywa i sięga apogeum. Bo mi ciebie szkoda. I jeszcze troszkę, tak ociupinkę cię kocham. Nie chcę, byś się smuciła i płakała, mimo wszystko pragnę twojego szczęścia. Bo byłaś i już zawsze będziesz ważną częścią mojego życia. Ważną częścią mnie.
Ale nauczyłem się bez ciebie żyć, funkcjonować, oddychać. Odbudowałem się. I zaakceptowałem całą tą sytuację. I myślę, że nadszedł czas, abym poszukał własnego szczęścia. Bez ciebie.
Dokładnie.

- Koniec świata! Armagedon! Płacz i zgrzytanie zębów! Jestem skończony! SKOŃ-CZO-NY! Fuck!
- Schlierenzauer, zamknij japę, bo „Modę na Sukces” oglądamy.
- Brooke właśnie dowiaduje się, że Federico powiedział Carli, że Gwynne nigdy nie kochała Durwarda, bo Durward kocha tylko Elmę, córkę Zacceusa, pierwszej miłości Brooke.
- Zarąbiecie – Gregor mruży oczy i ze zrezygnowaniem opada na kanapę. – Cały świat wali mi się na głowę, przeżywam boleści i katusze, ze stresu nie mogę jeść, spociły mi się stopy, przez co mogą rozmnożyć mi się w skarpetce grzyby, a wy oglądacie durną telenowelę. Durną telenowelę z seksowną Brooke. Zero współczucia dla człowieka w tragedii. Przyjaciele od siedmiu boleści, kurwa.
- Nie przeklinaj – mówię odruchowo i sięgam po chipsa. Za to obżarstwo powinienem zostać skazany na dożywotnie czyszczenie i odenzymianie wkładek Freunda.
A Freund ma dość pokaźną kolekcję zażutych do granic możliwości wkładek.
- I ty, Mitchi przeciwko mnie? – Schlieri teatralnie wzdycha. Nie cierpię, gdy zachowuje się jak wielka diwa sprzed dwudziestolecia międzywojennego. – Czy Ridge właśnie zapomniał o tym, że jego szczęśliwych bokserek w Pedobeary pierze się w trzydziestu stopniach?
- Aha.
- Nie do pomyślenia!
- Okej. – Pięć minut później, gdy Brooke po raz enty policzkuje Ridge’a i gdy „Moda na Sukces” dobiega końca, Kofler wyłącza telewizor i przenosi wzrok na Schlierenzauera. – No więc, co to za straszna sprawa, która przyczynia się do twojej potencjalnej grzybicy?
- A tak – Greg prostuje plecy i na nowo zaczyna panikować. Gdyby jakaś laska zobaczyłaby go w takim stanie, na pewno odechciałoby się jej molestowania Gregora. Bo panikujący Schlierenzauer nie ma w sobie ani grama seksapilu. – Agnes chce zaprosić na kolację swoich rodziców. W sensie, chce abym JA POZNAŁ JEJ RODZICÓW. Weź ktoś z łaski swojej sznur i powieś mnie na maszcie. Albo pożyczcie od Bardala zeszłorocznej Kryształowej Kuli i rozbijcie mi ją na łbie. Tak między nami, wolałbym tą pierwszą opcję, bo w drugiej krew poskleja mi włosy.
Cisza jak makiem zasiał.
To są właśnie, Vero, problemy Schlierenzauera.
- No co? – Schlieri wygina usta w podkówkę i zakłada ręce na piersi. Wygląda jak przerośnięte, obrażone dziecko ze stopami rozmiar 48.
- Co złego jest w tym, że masz poznać jej rodziców? – Morgi posyła młodszemu koledze ironiczny uśmiech. – To naturalna kolej rzeczy.
- Wtedy nasz związek stanie się bardziej, no nie wiem, poważny?
- I co w związku z tym?
- Nooo… będę w poważnym związku. Nie chcę być w poważnym związku. Chcę być wolny.
- Ale beka! – Fettner nagle wybucha głośnym śmiechem. – Nasz Greguszek boi się zaangażować!
- Nieprawda! – krzyczy nadąsany Schlieri.
Wiem, co byś powiedziała, gdybyś go zobaczyła. Wypisz, wymaluj Mitchi. Ale, no wiesz, twój tata jest jeszcze straszniejszy niż Pointer, mój strach przed tamtym spotkaniem był więc całkowicie uzasadniony. Bo nigdy nie lekceważy się pogłosek i legend o klanie Pointer.
- Co Agnes na to? – Pyta się Zauner.
Schlierenzauer wydyma policzki.
- Każe mi ładować dupcię w samochód i przyjeżdżać do Innsbrucka, inaczej do końca życia śpię na kanapie. I dostanę szlaban na jej krem pod oczy.
- Zerwij z nią. – Niespodziewanie odzywa się Koch. Każdy przenosi na niego wzrok i z niedowierzaniem przewierca go spojrzeniem. No bo Koch, dobre rady i pomaganie kumplom z drużyny… to po prostu nie może znaleźć się w jednym pakiecie.
- Po co mam z nią zrywać?
Ironiczny uśmiech rozświetla twarz Martina.
Tak, tylko ironia, sarkazm oraz sadystyczna radość jest w stanie złagodzić jego zgorzchniałe lica.
- Bo tak zawsze robisz, gdy a) twój związek robi się poważny; b) pojawiają się komplikacje.
Co jak co, ale Koch ma rację. No proszę, niby siedzi sobie taki cichutko, stroni od naszego towarzystwa, czasem się tylko odezwie, by komuś dociąć, a zna nas lepiej niż my sami siebie. Może był ostatnio na jakimś kursie z psychologii?
- Ale… - Pewność siebie i arogancja nagle jakby wyparowują ze Schlierenzauera. Gregor wygląda na naprawdę przerażonego i zagubionego. – Ale… Kurwa. Zdaje mi się, że chyba ją kocham.
…?
No comment.
- Do Poitnera marsz! – Drzwi do pokoju nagle się otwierają i miga nam głowa Floriana.
Ciekawe, co znowu przeskrobaliśmy.
I jakie będą tego konsekwencje.

- Mam dla was niespodziankę! – Pointer z zadowoleniem rozgląda się po pokoju. Jego mina na chwilę kwaśnieje, gdy napotyka mój wzrok. Oho, coś jest nie tak. – Jak wiecie Silvia jest w ciąży i niestety nie może mi dłużej asystować, a przynajmniej nie w ciągu najbliższych miesięcy.
Ale to nie ja ją zaciążyłem, więc dlaczego trener patrzy się na mnie, jakby miał zamiar wykopać mnie w Kosmos?
- Szkoda. – Mruczy pod nosem Zauner. Silvia podobała mu się od zawsze. – I to wielka.
- Znalazłem kogoś, kto ją zastąpi. Mam nadzieję, że nam wszystkim będzie się nadal tak świetnie pracowało i że nadal będziemy miażdżyć innych. Bo ja wiecie, taka Polska rośnie w siłę. Ostatnio przegralibyśmy jak nic, gdyby nie rekord Koflera. Ale rozumiem, mieliście  prawo być zaskoczonymi. Ten drugi skok Huli był jak poezja, taki majestatyczny. Podpatrzcie jego odbicie, a wyjdzie to wam na dobre, zwłaszcza tobie, Fettner. Ale wracając do naszej sprawy, przyjmijcie moją nową asystentkę z otwartymi ramionami!
Drzwi do pokoju się otwierają, a ja zastygam w głębokim zaskoczeniu. Czuję się jakbym znowu zaczął się kruszyć i rozpadać, misterne fundamenty zamieniają się w proch. Jestem zdezorientowany i przerażony, nie mam pojęcia, co się dzieje, ani w którą stronę pójść. Moje serce wali jak szalone, jeszcze chwila, a wyskoczy z klatki piersiowej i ucieknie daleko ode mnie.
A wszystko przez to, że przede mną stoisz ty, Vero.
Stoisz i niepewnie się uśmiechasz, omijając mnie wzrokiem.
Nagle wszystko do mnie wraca i znowu jest niefajnie. Jak mam się zachować? Co czuć?
- Cześć wam – mówisz cicho, a twój wzrok wędruje ku mnie.
Przepadłem.
Przepadłem po raz kolejny.

****************
KRUCZEK, ODDAWAJ STEFANA!

czas na reklamy: z tego szacownego miejsca chciałabym was serdecznie zaprosić do czytania opowiadanie Agnieszki, bo zapowiada się naprawdę genialnie i jest takie... inne. W tym pozytywnym znaczeniu :) http://together-or-separately.blogspot.com/ <3

4 komentarze:

  1. Ah Vera. Przecież już Mitchi zdążył się nauczyć bez niej żyć, funkcjonować i już nie myśleć tylko o niej. A tu znów, wraca by namieszać. Może jednak ona coś do niego czuję. A przygoda z Apollo była przelotna, albo może teraz jej go brak.
    Teraz Mitchi powinien być silny i nie powinien pozwolić sobą manipulować.
    A Gregor, u chłopak się boi zaangażować. Ale w końcu nadejdzie taka pora że będzie chciał się ustatkować, a może Agnes jest ta odpowiednią osobą..
    czekam jak dalej potoczy się historia.;)
    pozdrawiam,
    Metka,
    [because-you-loved-me]

    OdpowiedzUsuń
  2. Gregor to powoli przechodzi sam siebie. Ogląda "Modę na sukces" (dobra, to się jeszcze da jakoś racjonalnie wytłumaczyć, PRAWDA?), chce popełnić samobójstwo (tego nijak nie mogę pojąć...) i na dodatek się zakochał (żadnego zakochania po prostu NIE MOŻNA wytłumaczyć - wiem z doświadczenia ^^). No i jeszcze Hayboeck ma problemy. Coraz większe, większe i większe. Teraz to już w ogóle zrobi się ciekawie. Vera zamiast Silvi? Oj, Pointner - Michael ci się jeszcze za to ładnie odwdzięczy, coś czuję ;D
    Pozdrawiam i przepraszam za brak ładu i składu mojego komentarza! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohoho.
    Tak w ogóle to ostatnio zaczynam lubić Silvię. Ładna jest. Baba wśród tłumu facetów, i sobie radzi. I to całkiem nieźle chyba.
    Ale ja się bardziej znam na skokach niż trenowaniu.
    Co z tego będzie, z Very samiast Stottinger, nie wiem. Zobaczymy. Albo wielki powrót miłości, albo wielka katastrofa. Bo Mitchi kocha Verę, nadal, tak samo mocno, to pewne. Ale pytanie brzmi, czy ona kocha jego. I to może być największy problem.
    Z jednej strony się boję tego, co wymyślisz, Cam, a z drugiej tak bardzo się nie mogę doczekać następnego rozdziału♥
    No i mężu.
    Mężu. Gregor Schlierenzauer znaczy.
    Jest taki uroczy, jak panikuje. I jak się martwi o swoją fryzurę. On jest uroczy z a w s z e.
    I wiesz co? Nikt inny nie pasowałby chyba na taką postać w opowiadaniu. Impulsywną, dziecinną, bawiącą się uczuciami innych i tak słodko przerażoną, jak się wreszcie naprawdę sam zakochał.
    I wiesz co jeszcze?
    Jesteś niesamowitą pisarką, Cam. I wspaniałą osobą. Podziwiam cię, naprawdę. W każdym aspekcie.
    Kocham cię, Serduszko♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze to muszę powiedzieć, że strasznie podoba mi się sposób narracji w jakiej prowadzisz opowiadanie. Niesamowicie przyjemnie mi się czyta i tak leciutko, szybko, przez co chce się więcej i więcej. Po drugie sama treść bloga przypadła mi bardzo do gustu. Zraniony Mitchie jest taki... no, taki pogrążony w tym swoim smutku, że aż chciałoby się go przytulić. I naprawdę, nawet nie wiesz jakie było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że to Apoloniusz, TEN Apoloniusz jest kochankiem Very. Co jest? Jak to w ogóle możliwe, że wolała jego od Micheala? Biedaczyna, aż tak musi cierpieć. I jeszcze teraz, kiedy chłopak jakoś się ogarnął to, cholera, ona znowu musiała się pojawić i pewnie znowu nie będzie mu łatwo, ale wierze, że chłopak da radę. Dodaję do obserwowanych i wolnej chwili zapraszam też do siebie. postapic-inaczej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń