- Wiedziałem, że się waćpan zjawi!
– Hilde uśmiecha się szeroko na mój widok i ruchem ręki wskazuje, abym usiadł. Niepewnie
lokuję się na jakimś lichym krześle i ze zdenerwowania wyłamuję sobie palce.
Czuję się jak zdrajca najgorszej kategorii. Nie dość, że zdradzam swojego
przyjaciela (eks-przyjaciela) to jeszcze całą drużynę i w ogóle naród.
Czy zdradzanie jest zaraźliwe, hę?
- Dobrze trafiłeś – Stjernen
klepie mnie po plecach. – Norge Team to maszyny do czynienia odwetu. Zobaczysz,
nie będziesz niczego żałować.
- Klawa zabawa gwarantowana! –
Przekrzykuje go uchachany Tom.
- I plus 23545676 do zajebistości.
- I tak jestem już zajebisty. –
wzdycham. – No wiecie, po całej tej akcji z rzyganiem.
Norwedzy wymieniają ze sobą
spojrzenia. Chyba nie o taką zajebistość im chodziło.
- W każdym bądź razie – Tom drapie
się po policzku. – Wszystko zostaw nam. Załatwimy Schlierenzauera na cacy.
Długo się po tym nie pozbiera, he he.
- Co zamierzacie?
- Zobaczysz.
- No ok. – wzruszam ramionami,
uważając temat za zamknięty. Mimo to wciąż siedzę na krześle i wdycham zapach
norweskiego potu. Nie śpieszy mi się do mojego świata, zagmatwanej sprawy z
Gregorem i do odkochiwania się z Ciebie. Tutaj jest mi dobrze. Bez nich
wszystkich, bez ciebie. Nawet ból serca jest jakby mniejszy.
- Coś jeszcze? – Andreas
sceptycznie unosi brew.
Będę facetem, koniec z mazgajeniem
się.
- Nie, nic. – mruczę pod nosem i
podnoszę się z krzesła. – Dzięki. No wiecie.
I wychodzę.
Z, o dziwo, ogromnymi wyrzutami
sumienia.
Ups.
To nie tak miało być. To
zdecydowanie nie tak miało być. No nie. Miałem wygrać, stanąć na podium, być w
pierwszej dziesiątce, przejść chociaż do drugiej serii. A tu dupa. Jasna dupa.
Utknąłem na trzydziestym drugim miejscu. Cholercia. Nawet Stefcio Hula mnie
przeskoczył. Ale Stefcio to Stefcio, idą ploty, że w tym sezonie będzie czarnym
koniem Turnieju Czterech Skoczni. I to wydaje się być BARDZO realne. Naprawdę.
- Ejże, ty jesteś tym, którego
laska rzuciła dla mentora Polo? – ktoś klepie mnie po plecach. Odwracam się i
widzę uśmiechniętą twarz bardzo nieogarniętego kolesia. Skoczka. Polaka.
Kubackiego bodajże.
O, on skoczył gorzej niż ja, ha.
Trzydzieste szóste miejsce.
- Yyy – Patrzę się na niego
średnio miło. Jakoś nie lubię, gdy ludzie przypominają mi o tobie i dziadziu
Tajnerze.
- Manuel Fettner powiedział
Piotrkowi Żyle, że Pointer powiedział swojej asystentce, że słyszał jak Kruczek
mówi do Jiroutka, o tym, że Maciej Kurzajewski zdradził mu to, że ponoć Michał
Wiśniewski pojechał do Innsbrucka i zaśpiewał jakąś piosenkę, czym przekonał
Tajnera do rzucenia twojej laski i wrócenia do Polski, do żony, dziecka i
zięcia.
Aha.
Ale heeeej, czekaj.
To znaczy…
WTF?
I dlaczego Fettner sam mi o tym
nie powiedział?
- Czyli, że Vera… że ona… nie
jesteś już z papą dinoza… znaczy Tajnerem? Tak? Jest… porzucona? I boli ją
serce? I że muszę ją pocieszyć? Bo pewnie teraz siedzi sama w stercie
chusteczek z nutellą na kolanach i ogląda
‘Epoką Lodowcową”. Zawsze ogląda „Epokę Lodowcową”, gdy jest smutna. I
płacze. Dużo. Bardzo. Całą noc.
- Koleś, uspokój się – Kubacki
potrząsa mnie za ramię. – Chodź, mam trochę Pana Tadeusza, to ci pomoże.
- Aleee, Vera, ona…
- Widzę, że trzeba ci więcej niż
trochę. Żyła ma schowane gdzieś piwko, więc nie panikuj.
VERA, TY JESTEŚ SMUTNA!
Ech, w sumie, co mi szkodzi znowu
się najebać?
- Hayboeck, nie wiem, czego znowu
się nawąchałeś, ale trenera NIE MA w schowku na miotły, jak zresztą sam widzisz.
Zresztą dlaczego niby ma tu być? – Schlierenzauer marszczy nos, podnosząc z
podłogi jakąś brudną szmatę. Jest zdezorientowany, zdegustowany i pewnie w
myślach wyzywa mnie od idiotów.
Gdzie oni są? Godzina zero wybiła,
przyprowadziłem Gregora do tego schowka (a to było arcytrudne), zrobiłem
wszystko, co mi kazali, a ich nie ma. On zaraz stąd ucieknie!
- Zaraz przyjdzie. Powiedział, że
się spóźni – wzdycham. Niech wie, że nie uśmiecha mi się siedzenie razem z nim
na jednym metrze kwadratowym w towarzystwie mioteł i mopów.
Chociaż nie powiem, jest bardzo
romantycznie i w ogóle.
- Nadal jesteś na mnie wkurzony,
co nie? No wiesz, za tamto? – Gregor nie patrzy się na mnie, woli podziwiać
miotełkę do wycieranie kurzów. Pewnie nigdy nie widział czegoś takiego. Pewnie
nawet nie wie do czego to służy. Ha!, a ja wiem. W końcu już nie raz
wprowadzałaś mój ośrodek bałaganiarstwa w tajniki czystego mieszkania. I to w
bardzo oryginalny sposób.
Ups, czyżby to tęsknota pukała do
drzwi mojego serca?
Spadaj, miłości, nie chcę cię.
- Za tamto?
- Poniosło mnie. Wtedy. Sorry,
naprawdę. Głupio wyszło.
Gregor mnie przeprosił. Wow.
Wielkie wow. A ja wpakowałem go w zasadzkę. No pięknie. Powinienem dostać za to
Pokojową Nagrodę Nobla.
- Mam nadzieję, że nadal jesteśmy
kumplami. – Schlierenzauer wyciąga ku mnie dłoń, którą ja bez wahania ściskam.
- No jasne. I też przepraszam. Nie
chciałem na nią zwymiotować.
- Wierzę ci – blondyn zaczyna się
śmiać. Nigdy nie spodziewałem się, że jego uśmiech będzie mnie tak cieszył.
- Gregor, jest tylko jeden
problem, bo…
I wtedy drzwi się otwierają,
schowek napełnia się złowieszczym śmiechem rodem z kreskówek. To Hilde wraz ze
Stjernen i ich zemsta cielaka, jak ją
ładnie nazwali. Śmiech jest coraz głośniejszy, a Schlierenzauer coraz bardziej
zdegustowany i skłonny do przekleństw. Nie mija chwila, a ląduje na nas coś
lepkiego i pachnącego truskawkami.
Mmmm, kisiel. Lubię kisiel.
Najlepszy kisiel na świecie robisz
ty, Vero.
- Co do licha? – Schlierenzauer
jest wkurzony. BARDZO. I uroczo wygląda z różowymi pasemkami.
- Ubaw po pachy. – Hilde klaszcze
w dłonie i wyciąga z kieszeni jakąś cegłę. A nie, przepraszam, to telefon. Duży
telefon. Ale z aparatem. – Uśmiech, biczes.
Hę?
- Hayboeck, jakiż ty naiwny! –
Stjernen zgina się na pół ze śmiechu. Jeszcze trochę, a się posika. – Nie wiem,
jak mogłeś nam uwierzyć. Nie myślałeś chyba, że przepuścimy okazję do
załatwienia dwóch austriackich, złych duszyczek.
- Załatwienia na cacy! – podkreśla
Hilde. – Zawsze marzyłem, by oblać was kiślem!
- Kisielem, kurwa – poprawia go
Schlierenzauer. – Naucz się gramatyki, ofiaro.
- Odezwał się kiślowy potwór,
hehehehehehe. Lepiej zliż swego kiśla z twoich cudnych włosów, bo ci się jeszcze pokręcą i będziesz
miał problema.
- Spadamy, frajerzy! – Stjernen
wysyła nam powietrznego buziaka i ciągnie Toma za fraki. Zostajemy z Gregorem
sami. Schlieri niczego nie rozumie i jest wściekły na maksa, jestem tego pewny,
mimo to wybucha głośnym śmiechem i żartobliwie trąca mnie w głowę.
- Sorry, moja wina – mruczę pod
nosem, na co Gregor wybucha jeszcze głośniejszym śmiechem.
- W sumie to lubię kisiel. – mówi.
– A od dzisiaj będę miał z KIŚLA bekę.
- Najpierw zmyj to cholerstwo.
- Nie ma problema – Oj, Gregorowi
naprawdę potrzebny psychiatra. On tak nigdy się nie zachowuje. – Trza zadzwonić
po Agnes. Mus to mus.
I znowu wybuchamy śmiechem.
**********
Kryzysów egzystencjalnych Hayboecka część 14235346547.
Czyli Cam pisze jakieś takie dno, no ale.
11 dni, o.
czyżby już Vera nie była pod urokiem jakże cudnego Pana Tajnera? taka piękna miłość nagle wygasła i Pan Tajner przypomniał sobie że ma żonę i dzieci? hmmm.. co za rządzenie losu. jestem teraz ciekawa jak zachowa się Vera,, czy będzie chciała aby Hayboeck do niej wrócił,, czy może jednak nie..
OdpowiedzUsuńKisiel, hm fajna sprawa,, lecz raczej nie chciała bym być nim oblana..:D zaskakuje postawa Gregora,, to takie nie w jego stylu, ale miłe,,:D czekam na następny:)
Vera, teraz wiesz, jak to jest zostać samą, HA.
OdpowiedzUsuńno przynajmniej, jeśli Kubacki (mam jego autograf:D) mówi prawdę.
Teraz ona pewnie będzie chciała wrócić, Michael też będzie chciał, ale Gregor jako bohater narodowy i w ogóle powstrzyma go przed tym błędem. Potem Vera zrozumie, że naprawdę kocha tylko Hayboecka, zmieni się dla niego i będą razem szczęśliwi 4eva.
tak.
i kisiel.
zjadłabym kisiel.
z bitą śmietaną i tartym jabłkiem.
o.
Zjadłabym kisiel, cholercia :D
OdpowiedzUsuńTe problemy Hayboecka mnie rozwalają. Plotki to widzę w świecie skoczków się przez pół Polski, Niemiec, Austrii i niewiadomo czego jeszcze przemieszczają, dopóki dojdą do właściwego odbiorcy :D.
Stefcio ma wygrać TCS, o! :D
Pozdrawiam :*