sobota, 8 grudnia 2012

`8.



- CO ONA TUTAJ ROBI?!
- Spokojnie, Mitchi, wyluzuj. – Fettner klepie mnie po plecach. Widzę, że on również jest zdezorientowany. – Chcesz papierową torebkę? Będzie ci się lepiej oddychać, czy coś. Słyszałem, że jak astmatycy mają atak, a nie mają przy sobie inhalatora to dmuchają do papierowej torebki. Ale nie wiem, czy to prawda. Nie jestem biegły w naukach medycznych.
- Nie pieprz mi teraz o jakiś torebkach.
Manuel podnosi do góry ręce na znak, że się poddaje.
Nie powinienem był tak na niego naskakiwać.
Ale za bardzo wytrąciłaś mnie z równowagi.
Nie mogę wyrzucić z głowy tego jak przez całe spotkanie unikałaś mojego wzroku, jak uśmiechałaś się do wszystkich, tylko nie do mnie. Byłaś taka spokojna, kiedy ja niemal wychodziłem z siebie. Nawet nie wiesz jak trudno było przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu, słyszeć twój słodki głos, czuć perfumy, których używasz od lat i nie móc się dotknąć, przytulić. Niby byłaś tak blisko, ale w rzeczywistości oddzielały nas całe Stepy Akermańskie. I ta myśl, ta cholerna, boląca myśl, że nie jesteś moja, że nie mam prawa nazywać cię swoją.
Moja wewnętrzna równowaga znowu została zburzona. Jestem morzem podczas sztormu; fale jak szalone rozpryskują się o ściany moich organów.
Nie wiem, co mam czuć, nie wiem, jaki mam być w stosunku do ciebie. Olewać się? Udawać kumpla? To wszystko jest za skomplikowane, chcę wrócić do czasów, kiedy mogłem trzymać cię za rękę i opowiadać ci o kolejnym, nudnym zgrupowaniu.
Dlaczego to odeszło? Dlaczego tak po prostu, z dnia na dzień przestałaś mnie kochać? Bo ja, mimo wielu godzin rozmyślań, nie potrafię tego zrozumieć.
- Dlaczego nie została w Innsbrucku? Dlaczego nie przeprowadziła się do Wiednia? Zawsze chciała mieszkać w Wiedniu. – Opadam na krzesło i chowam twarz w dłoniach. Jestem zmęczony ciągłym kochaniem cię i wmawianiem sobie, że mi na tobie nie zależy. Bo zależy. I to jak cholera. Nadal, mimo wszystko. Mogę mówić sobie, co chcę, ale i tak będę cię kochać, widok twoich brązowych oczów aż za mocno mnie w tym utwierdził.
Dlaczego nie można zatamować miłości ot tak, pstryknięciem palca, zwykłym „stop”?
- Dlaczego wybrała świat, w którym wszystko będzie jej przypominać o Tajnerze, o mnie?
- Może ma w tym jakiś cel? Zresztą nie myśl teraz o tym. I pamiętaj, że nie jesteście już razem, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. – Fetti wyciąga ze swojej walizki zakazaną butelkę whisky,
- Fettner, skąd bierzesz takie mądrości? – pytam, powoli analizując jego słowa.
Nagle zauważam jakby światełko w tunelu, malutką iskierkę łaskoczącą moje płaty mózgowe, szepczącą coś o rzeczach, o których nie myślałem już od tygodni.
- Starzeję się. – Brunet chichocze niczym mała dziewczynka, po czym pociąga z butelki potężnego łyka i podaje mi trunek. – Z wiekiem przychodzi mądrość.
- Widzisz, a ja myślałem, że straciłeś resztki mózgu wtedy, kiedy przyczepiłeś sobie do ucha tą wielką nakrętkę sześciokątną ocynkowaną.
Whisky. Whisky jest dobre, gdy ma się rozgardiasz w łbie. Myślenie o tym wszystkim jest jakby mniej dotkliwsze.
- Myślisz, że Vera może chcieć… że zechce… że jest szansa…
- Że się spiknięcie?
- Aha, coś w tym stylu.
- Jakiż ty młody i naiwny. – Manu z przesadną rozpaczą załamuje ręce. – Ogłupiał żeś kompletnie. – gwałtownie wyrywa mi z dłoni butelkę i aplikuje sobie do przełyku dużą ilość trunku. – Posłuchaj starszego i bardziej doświadczonego kolegi: nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki! Najlepiej wytatuuj to sobie na czole. Nie kręć z Verą, bo to źle się skończy i znowu będziemy musieli składać twoje serducho. Pamiętasz jak to było ostatnio, nie? Schlierenzauer, rzyganie i te sprawy?
W osłupieniu gapię się na niego i jestem całkowicie świadomy tego, że mam otwartą buzię.
Vero, poznaj Manuela Fettnera, kolesia, który kilka tygodni temu oglądał ze mną komedie romantyczne w poszukiwaniu inspiracji na prezent urodzinowym dla ciebie. Dodajmy, że beczał na każdym happy endzie.
Kiedy tak się zmienił?
- Wszystko w porządku? – Pytam.
- A co ma być nie w porządku? – Fett wzrusza ramionami. – Widziałeś jakie ostatnio skoki oddaję? Sam Małysz by się nie powstydził! Moje odbicie jest okay, zresztą nie muszę odbijać się jak Hula, by być królem skoczni. Jak tak bardzo podziwia Hulę to niech sprzeda się Polakom, ja za nim nie będę tęsknić. Okay, będę. Bo kto będzie nam załatwiał darmowe wakacje w Egipcie?
Tak lepiej, stary Fetti wrócił.
- Mitchi, nie zamartwiaj się, tak nawiasem mówiąc.
- Próbuję.
Naprawdę próbuję, ale chyba mi to nie wychodzi.

Próbuje być ślepy na ból w twoich oczach, na zrozpaczone spojrzenie, na wszystkie twoje pęknięcia i poranienia. Na rany, które zadano tobie i na rany, które ty zadałaś. Ale nawet, gdy zamykam oczy, czuję twój smutek, słyszę gorycz w głosie. Pragnę zabrać od ciebie troski, pragnę umierać twoim cierpieniem. Wszystko, byłeś już nie płakała.
Cholera, a miałem ciebie nie kochać.
Mówisz do mnie, chcesz ze mną pogadać. Automatycznie wstaję z krzesła i podążam za tobą z oczami wlepionymi w twoje proste plecy. Szczęście, że mam przy sobie kurtkę, bo prowadzisz mnie na zewnątrz. Wychodzimy z hotelu, teraz idziemy ramię w ramię. Ciężka cisza wisi nad nami, ale żadne z nas nie kwapi się do rozpoczęcia rozmowy. Po prostu idziemy prosto przed siebie, ty obok mnie, ja obok ciebie. Razem.
Nie chcę, ale łapię to słówko i przytulam je do serduszka.
Razem.
W końcu się zatrzymujesz, razem z tobą zatrzymuję się i ja. Nie wiem, gdzie jesteśmy, gdzieś w odludnym miejscu, na jakimś mostku, pośród śniegu. Ale to nieważne. Ważne, ze jesteśmy tutaj razem.
Wypluj to słowo Hayböck.
- Nie wiem, co powiedzieć. – Odzywasz się, wbijając wzrok w swoje buty. A ja uparcie się w ciebie wpatruję, widząc nasze wspólne dwa lata. – Ale coś muszę. Bo na pewno nie wyjdzie nam udawanie, że nic się nie stało.
Czyżby?
- Michael… Przepraszam. Po prostu przepraszam. Wiem, że cię zraniłam, ale nie chciałam tego, naprawdę. Chciałam po prostu być… szczęśliwa.
Chwytam dłońmi za barierkę i przymykam oczy. Ranisz, znowu. Ten ból także nie jest przyjemny.
- Szczęśliwa – powtarzam gorzko, nieświadomie. Twoje ciężkie westchnięcie opływa bezdennym smutkiem.
- To nie tak, że z tobą nie byłam szczęśliwa. – Mówisz łagodnie. – Bo byłam. I to cholernie. Mitchi, jesteś wspaniałym facetem, wciąż tak uważam…
-… ale?
- Ale byłam głupia, znudzona naszą rutyną. Odkąd się do mnie wprowadziłeś zaczęło się psuć. Znaczy… na początku było cudownie, ale potem…
-… stare małżeństwo, już to słyszałem.
- Przepraszam, naprawdę.
Cisza znowu nas mrozi. Tak wiele sił kosztuje mnie niepatrzenie się na ciebie, udawanie, że cię nie kocham. Nie wiem, po co marnuję tyle energii, skoro jesteś doskonale świadoma mojej miłości, w końcu znasz mnie jak nikt.
Mogę cię przytulić, ogrzać się twoim ciepłem?
- Dlaczego… dlaczego on? – Pytam, patrząc się prosto w twoją twarz.
Opuszczasz wzrok.
Jak winna. Jak zawstydzona.
- Mitchi….
- Po pierwsze Michael, po drugie odpowiedz. – Jestem twardy, próbuję być twardy. Ale twoje zmieszanie mnie kruszy, topię się z każdym twoim spojrzeniem rzuconym w moją stronę.
- Nie mam pojęcia. – Odpowiadasz nieco płaczliwym tonem. A przynajmniej ja go tak chcę odbieram. – Jakoś mnie tak oczarował. Dałam się nabrać na jego… Michael, nie chcę się przed tobą spowiadać ani wybielać. Chcę cię tylko przeprosić. – Słodko marszczysz czoło. – To wszystko nie tak miało być.
I mi to mówisz?
- Wiem, że będzie trudno, ale możemy zostać kumplami? – Nadzieja w twoich oczach jest pięknym widokiem, moje usta rozszerzają się w uśmiechu niezrozumiałym dla ciebie.
Jesteś zagubiona i maleńka. Gdybyś zechciała, mógłbym być twoim rycerzem, mógłbym dla ciebie nastawiać piersi, mógłbym chronić cię przed całym światem. Już tego nie widzisz, ale my, zapożyczając porównanie z „Deszczowej Piosenki”, pasujemy do siebie jak jajko do bekonu. I gdzieś głęboko we mnie narasta nadzieja na nasz słodki happy end. Bo teraz, kiedy jesteś tak blisko, kiedy jesteś taka smutna i zagubiona… Teraz wszystko wydaje się łatwiejsze.
- Jasne, bądźmy kumplami – mówię, a ty uśmiechasz się i ostrożnie się do mnie przytulasz.
Tak, zdecydowanie jest łatwiej.

****
tralalala, jak ładnie skaczą mi Niemcy :3
i ogólnie nie mogę już patrzeć na zeszyt od chemii :c

4 komentarze:

  1. Cam.
    Cam, kochana, najwspanialsza, cudowna Cam.
    Jesteś niesamowicie utalentowana, wiesz?
    Cudownie piszesz. Naprawdę. Kocham twój styl, twoje opowiadania.
    Mają w sobie coś, czego może nie potrafię zdefiniować, coś takiego nieuchwytnego, ale pięknego.
    Wszystko, co napiszesz, ma w sobie jakąś magię.
    A bycie kumplami im na pewno nie wyjdzie.
    Kocham♥

    OdpowiedzUsuń
  2. I znowu ten Tajner. Pan Tajner przestaje wzbudzać mój szacunek, Cam. Tak, tak, to opowiadanie ma na to wpływ :D
    A naiwność, naiwność to jedyne co zostaje nam z dzieciństwa. Oprócz wspomnień oczywiście. Naiwność jest po to, żeby życie było łatwiejsze - tylko pozornie. Bo jak naiwnie w coś zaczniemy wierzyć, to później ta wiara niszczy cały nasz świat, który tak długo i mozolnie składaliśmy w logiczną, na swój sposób piękną całość. Całość, która żyje dzięki nam, w nas. I warunkuje to czy jesteśmy szczęśliwi czy nie. Ale o miłość czasem chyba nie powinno się walczyć. Czasem, ale może to ten moment kiedy trzeba...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Michael, Michael. Czyżby to była dobra decyzja? Bo mnie się nie wydaje! Potem znowu będzie szloch, płacz i bieg po pomoc do Schlierenzauera. No ile można, Michael?
    Manu nam się starzeje... NIEEEEE! Jakoś, taki sypiącymi mądrościami jak z rękawa Fetti mi nie pasuje. Oj niee!

    OdpowiedzUsuń
  4. 30 year-old Accounting Assistant I Aarika Croote, hailing from Haliburton enjoys watching movies like "Low Down Dirty Shame, A" and Running. Took a trip to Coffee Cultural Landscape of Colombia and drives a Ferrari 275 GTB/4. Czytaj dalej

    OdpowiedzUsuń