niedziela, 14 października 2012

`4.


`4.


Michael Hayböck „O obrotach dziewcząt fińskich”, rozdział pierwszy „Finki są głośne”.
True story, Ver.
Stoję pod skocznią i czekam na początek kwalifikacji. Jest zimno, głośno i mam ochotę rąbnąć Schlierenzauera nartą w łeb. A te fińskie dziewuchy bez ustanku piszczą. Nie ma co, gardła mają mocne, są niemalże tak samo wytrzymałe (i głośne) jak polskie piszczałki.
- Schlieeeeeeriiii!!!!!
- Toooooom!!!!
- Steeeeeeeeeeefciooooo!
Za duże natężenie decybeli, powiadam.
- Nie irytuj się tak, bo śmiesznie marszczysz wtedy nos i wyglądasz jak Hofer mający zatwardzenie. – Fettner trącą mnie w łokieć.
Wzdycham głośno. Okay, mogę pogadać z Manuelem, lepsze to niż nauki Schlierenzauera, niż słuchanie napalonych nie na mnie fanek, niż myślenie o tobie, skarbie.
- Moje życie jest do dupy – żalę się.  Jak natruję trochę Fettnerowi to nic się nie stanie. – Jak to jest, że w kilka tygodni straciłem szczęście, ukochaną i szacunek kumpli? I zostałem uczniem Schlierenzauera? Co ze mną nie tak?
- Zapomniałeś jeszcze dodać, ze miewasz humory jak baba z napięciem przedmiesiączkowym.
- Nie pomagasz.
- Słuchaj – Fettner drapie się po brodzie w zamyśleniu. Niemalże słyszę jak w jego głowie obracają się trybiki. – Widocznie Vera nie była ci pisana. Zdarza się. Nie ta to inna.
- Która? – pytam sarkastycznie. – Bo Schlierenzauer przygotował dla mnie całą listę.
- Olej go i przestań się nad sobą użalać.
- Jego nie da się olać! Przyczepi się taki i nawet ciasteczkami nie da się go przekupić. Jest jak zombi, najpierw wyssie ci mózg, a potem będzie oczekiwał, że będziesz na każde skinienie jego palca.
- Jeśli ktoś wyssie ci mózg to nie żyjesz.
- Mniejsza z tym. Chodzi o to, że…
- On chce ci tylko pomóc.
- Robiąc ze mnie rozpustnika? Wielkie dzięki za taką pomoc.
- Rozpustnika? Jest takie coś?
- Uh – o losie, moje pokłady cierpliwości są na wykończeniu. – Faceta lekkich obyczajów? Zresztą nieważne. Muszę iść na górę. Nara.
- Nara.
Przez ciebie taki jestem. Przez ciebie drażni mnie każde słowo, irytuje pomoc kumpli, wkurza cały świat. Nie chcę taki być. I nie chcę być tak daleko od ciebie. Chcę się do ciebie przytulić.
Ale nie mogę, bo wolisz przytulać się do Apoloniusza. Zgas, co nie? Zgas dla mnie, bo wydaje ci się (a może i tak jest), że pan Polo jest atrakcyjniejszy ode mnie. LOL. Co za wstyd. Nic tylko ukryć się w jaskini na wieki.
A wiesz co jest w tym wszystkim najdziwniejszego? Że twój wujek (wujek Alexander P., jakbyś nie wiedziała) ma mord w oczach za każdym razem, kiedy mnie widzi. Jemu też nie podoba się, że spotykasz się ze starszym o prawie 40 lat facetem i o wszystko wini, surprise, mnie. Bo nie umiałem cię przy sobie utrzymać, blablabla. Doprawdy, dołujące. Ale nie chcę o tym teraz myśleć. Mój plan na resztę dnia to przejść przez kwalifikacje, a potem porządnie się narąbać. I nie obchodzi mnie, na co Schlierenzauer będzie próbował mnie namówić. Zrobię wszystko, byle o tobie nie myśleć. Bo ty o mnie pewnie nie myślisz, racja?

Michael Hayböck „O obrotach dziewcząt fińskich”, rozdział drugi „Pijanemu nawet głośna Finka miła”.
Jak dobrze, że pod ręką mam prawdziwego rozpierdniczaka niefińskich, nie zaprawionych alkoholowymi wojażami głów. Słowo daje, zaraz sieknie mnie jak Innauera na imprezie urodzinowej Stefana Huli. I wtedy zacznie się zabawa bez ciebie, słońce. Także tego, wypad z mojej głowy, bo wujek Schlierenzauer na pewno zatroszczy się o to, bym zrobił wieeeeeeeeeele niemoralnych rzeczy.
Byle mamusia się nie dowiedziała!
Będzie ostra zabawa, woaaaah!  Tak Veruś, ja też nie wiem, co się ze mną dzieje, ale słowo, to ta wódka, to jej wina. Daje takiego kopa, że aż w małym palcu u stopy go czuć. Zresztą dobra libacja nie jest zła. A na kaca zrobię sobie rosołek z moim makaronikiem, to zawsze pomaga.
Okay, piję. A potem obczaję te dwie chichotki paplające mi nad uchem o naturalnych sposobach zabezpieczania się Finów. Jakby mnie to ciekawiło! Ten Schlierenzauerowy gust!
Ale baby to baby, no i kawał cyca mają.
Dobra, siekło mnie już. I mam tak fajnie czerwony nos jak Bodmer. I jestem osom, co nie? Nie potrzebuję cię do szczęścia. Samemu też jest dobrze.
Vera, wróć, bom uschnięty niczym jesienny liść.
- Ofiaro, do roboty! – To Schlierenzauer targa mnie za kudły. Nawet upić się nie da człowiekowi w spokoju. Ale pan każe, sługa musi. Dziewczęta, achtung achtung, bo nadchodzi Herr Gorący.
Nie dam rady..
- Nie zieleń mi się, tylko wyruszaj na łowy.
- Tak jest, sir.
Chwiejnym krokiem ruszam w kierunku wskazanym mi przez mojego, o zgrozo, mentora. Urocza blondyneczka, młoda, na oko dwudziestoletnia uśmiecha się do mnie filuternie z zadziornym błyskiem w oku. Nie wygląda na zdzirę, plus dla Gregora.
Oou, moja treść żołądkowa koniecznie chce wydostać się na zewnątrz.
- Jestem Carita. Cieszę się, że mogę cię poznać – mówi dziewczyna i wyciąga do mnie dłoń; ładnie posługuje się niemieckim.
- Michael – ściskam jej dłoń i mimowolnie porównuję ją z tobą. Brzydsza, niższa i z fryzurą, jakby ją przed chwilą piorun trzasnął.
Nie umiem patrzeć na inne kobiety, bez podstawiania ich do ciebie. Jest źle. Ale czy to moja wina, że ciebie tak cholernie mocno kocham? I że jesteś moim ideałem?
- Chcę…
- Czego?
- Ciebie.
Jej zmysłowy uśmiech mnie przeraża. Jej dłoń na moim pośladku mnie przeraża. Wizja jej zachcianki mnie przeraża. Zaczynam w myślach modlić się do wszystkich świętych. Próbuję się teleportować stąd, ale jestem mentalnie za słaby.
- Nie mów, że tego nie chcesz – szepcze mi do ucha, jednocześnie szczypiąc mnie w tyłek. Czuję mdłości. Nie potrafię ich przegonić. Zdecydowanie za dużo wódki. A Carita zaczyna rozbierać mnie wzrokiem. Ojoj, zaraz będzie źle.
Przepraszam, naprawdę, ale nie umiem myśleć o niej, bo myślę o tobie.
Ups. Chyba zwymiotowałem na jej buty..
Carina krzyczy coś po fińsku, nie rozumiem nic, ale po jej minie sądzę, że nie jest to nic miłego. Chyba odechciało jej się mnie.
Próbuję ją przeprosić, ale to ją jeszcze bardziej rozzłościło  Blondynka jest bliska łez i bije mnie pięścią w ramię. Auł, nie wygląda na taką silną, jak jest w rzeczywistości.
- Buraku, coś ty zrobił?! – Schlierenzauer szybko odciąga mnie na bok. Jego spojrzenie mrozi krew w żyłach. A ja potrzebuję trochę ziółek, ewentualnie amolu, bo amol, według babci, jest lekarstwem na wszystko.
Oj, w głowie mi się kręci.
- Samo wyszło – próbuję się tłumaczyć, ale zaraz milkę pod siłą gregorowego spojrzenia. Doprawdy nie wiem, o co taka afera.
- Scheisse, debil z ciebie. Ciota. Kompletny idiota. Nawet napalonej baby nie umiesz zbajerować. Mięczak. Nic dziwnego, że Vera zdradzała cię z dinozaurem. Jesteś kompletnie beznadziejny.
W milczeniu trawię jego słowa. Słowa mojego bodajże przyjaciela. To rani. Bardzo. Najpierw ty, teraz on. Czy każdy musi się ode mnie odwracać? Już nie mam sił, by tamować krew płynącą z ran. Już nie mam sił, by podnosić się po każdym upadku. Świecie, dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?
- Dzięki za szczerość – mamroczę pod nosem, po czym odwracam się i odchodzę. Nadal mnie mdli, mimo to z ulgą przyjmuję od Kocha flaszkę wódki. Chcę nie pamiętać o niczym, przynajmniej przez chwilę.
*****
Tak sobie zmierzamy gdzieś. Gdzieś. Ale gdzie? Oto jest pytanie.

Powyższy makaronowo-kluskowo-austriacko-fiński rozdział pragnę zadedykować największej fance Stefcia Huli oddanej żonie Herr Schlierenzauera, której wyślę serduszko, bo ją kochajam
Kochana Greenberry jesteś OSOM <3



3 komentarze:

  1. Haha, Hayboeck normalnie miażdży system! Biedaczek chyba nigdy się w Ver nie odkocha. Ale żeby od razu popadać w taką paranoję, by brać lekcje u Schlierenzauera? No eeej, niech on się nie wygłupia. W końcu z tych schlierenzauerowskich lekcji jeszcze nigdy nikomu nic na dobre nie wyszło! I basta :D
    Btw. ciekawa powieść by z tego wyszła :D
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. AWW DEDYKACJA I W OGÓLE♥♥
    Też cię kochajam, Cam♥
    jestem głodna i nie myślę.
    i muszę się uczyć.
    i w ogóle.
    ale szkoda mi Hayboecka. Bardzo mi go szkoda. I nie lubię przez to wszystko Very.
    ale jeśli się nawróci i wróci do swojego jedynego ukochanego makaroniarza to ją będę kosiać całym serduszkiem, obiecuję.
    obiecuję na moje wszystkie zeszyciki opowiadaniowe (a sporo ich jest, hihi♥)
    kocham. wielbię. podziwiam. i w ogóle♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam od razu za mało sensowny komentarz, ale jestem chora i moje szare komórki nie wykazują żadnej inicjatywy myślenia.
    Cholernie szkoda mi Hayboecka, widać ze nie potrafi bez niej żyć. Ale też, jak można zakochać się w mężczyźnie o 40 lat starszym,,, no ja sobie tego nie wyobrażam,,Może jednak kiedyś spojrzy na to co było kiedyś, jak ten Pan od makaronu ją kochał.
    świetny,, czekam na kolejny.
    because-you-loved-me.blogspot.com
    @meeeetka

    OdpowiedzUsuń