Dziwne, ale działam bez ciebie.
Jakoś się trzymam. I to zaskakuje nie tylko mnie, ale także moich kumpli. Myśleli,
że będzie że mną gorzej, że dłużej będę wychodzić z kryzysu. Widok Tajnera w
naszym, przepraszam, twoim mieszkaniu podziałał na mnie jak zimny prysznic. To
pomogło, nawet bardzo. Ale gdzieś w głębi serduszka nie umiem o tobie
zapomnieć, nadal kocham cię jak jeszcze nikogo na świecie. Jesteś całym moim
życiem.
Dobrze, przyznam się, w końcu nie
mamy przed sobą żadnych tajemnic, a raczej ja nie mam przed tobą żadnych tajemnic.
Ty jak widzę, całkiem zwinnie mnie okłamywałaś. Przez PIĘĆ miesięcy.
Ale do rzeczy.
W
tłumie działam jak należy. Nie jęczę, nie marudzę, nie płaczę nad talerzem
spaghetti. Może i jestem nieco otępiały i bez życia, ale funkcjonuję jak zdrowy
człowiek. Udaję, że jest okay. Dopiero, gdy wszyscy znikną, a Fettner pójdzie
spać pozwalam sobie na chwilę użalania. Często czytam nasze bezsensowne rozmowy
na Facebooku i przeglądam archiwum SMS-ów w komórce. Codziennie buszuję po
twoim profilu na fejsie i innych portalach społecznościowych, odnajdując różne
twoje cząstki. Uwielbiam gapić się na moje nazwisko w twoich ulubionych
sportowcach i na nasze wspólne zdjęcia z wakacji na Cyprze, których jeszcze, o
dziwo, nie usunęłaś. Próbuję nie patrzyć się na puste miejsce, w którym niegdyś
pisało: „W związku z użytkownikiem Michael Hayböck”. Potem tradycyjnie wychodzę
z neta i wędruję do swojego folderu ze zdjęciami. Na wszystkich jesteś
uśmiechnięta i szczęśliwa. Zakochana.
Co zmieniło się od tamtej pory?
A tak, zakochałaś się w starym
dziadku z wąsem. Kręci cię zarost, czy co?
Nie, nie jestem na ciebie zły.
Tylko przepełnia mnie smutek. I tęsknota. I złość na siebie samego, bo za żadne
skarby świata ze złotem olimpijskim na czele, nie umiem o tobie zapomnieć. To
jest po prostu za trudne. Bo widzisz, ja ciebie naprawdę kocham. Odkąd cię
tylko zobaczyłem, wiedziałem, że jesteś miłością mojego życia i że to właśnie z
tobą chcę iść dalej przez życie. Do cholery, od tygodni zastanawiałem się nad
oświadczynami! Nawet zacząłem przeglądać jakieś babskie fora o zaręczynowych
pierdołach. Traktowałem cię BARDZO poważnie.
A ty zaczęłaś pieprzyć się z
jakimś łysiejącym dinozaurem. Milusio, doprawdy milusio.
Najgorsze w tym wszystkim jest
to, że wybaczyłbym ci wszystko, nawet stuletniego Tajnera. Jedno twoje słowo, a
jestem cały twój. Po prostu.
***
- Finlandia jest twoja –
Schlierenzauer klepie mnie po plecach z zawadiackim uśmiechem na ustach. Jest
zdeterminowany; przyrzekł na swoje ukochane bokserki z jednorożcem, że nie
spocznie, póki nie prześpię się z połową globu. Nawet nie wiesz, jakie to
żenujące. Nie dość że kumple z drużyny mi współczują i się nade mną litują, to
jeszcze śmieją się ze mnie po kątach. Że niby nie dam rady zbajerować żadnej
laski. Dobija mnie ich wiara we mnie i w moje talenty uwodzicielskie. Bo fakt,
iż przez ostatnie dwa lata byłem w stałym związku nie znaczy, że nie umiem
podrywać. Umiem. Naprawdę. Ale nie chcę. Bo tylko ty jesteś w mojej głowie i
moim sercu, nie chcę żadnej innej.
- Uhm – mruczę, szczelniej
opatulając się szalikiem. Cholernie tutaj zimno.
- Zakład, że do końca sezonu
Mitchi prześpi się z co najmniej piętnastoma laskami? – Gregor odwraca się i
patrzy się wyzywająco na twarze kumpli. Serio, zaczynam się go bać. Jego to
tylko w kaftan bezpieczeństwa i hasta la
vista w wariatkowie.
Zaraz, zaraz… Z PIĘTNASTOMA?!
O-o! czyżby Redbull (albo RedTube) całkiem przeżarł mu mózg? Nie chcę piętnastu
panienek, chcę jedną, ale za to idealną. Chcę ciebie, Veruś. Dla mnie tylko ty
się liczysz.
- Nie da rady – chichocze Kofler.
Jego przekonanie w głosie rani moje serce.
- Wymięknie – mówi ktoś inny,
chyba Koch. Idiota, nigdy go nie lubiłem. Zawsze ślini się podczas snu i zbiera
naklejki z pokemonami. Jego laptop cały jest obklejony Pikachoo.
- Nie doceniacie naszego ogiera.
– Gregor uśmiecha się szerzej; przechodzące obok dziewczyny niemal mdleją
powalone schlierenzauerowym uśmiechem numer pięć.
Ciekawe czy też by tak
zareagowały, gdybym spróbował podrobić jego firmowy uśmiech?
Ale wróć, czy Gregor właśnie
nazwał mnie ogierem? OGIEREM? Sądząc po rozbawionych minach kumpli, tak.
OMatkoBoskaCzęstochowskaIWszystkieWkładkiFreunda, co za wstyd.
Ale okay. Nie czas się mazgaić,
muszę ratować swoją reputację.
Albo jej szczątki.
Wdech, wydech. Spokojnie Mitchi, świat się nie wali. Wielu ludzi ma
zwierzęce pseudonimy. Weźmy na przykład takiego Rune Turtle Veltę. Turtle?! No
proszę cię, to chyba jakiś żart!
Ale lepsze to niż ogier.
Ughr!
Odchrząkuję i nonszalancko
poprawiam szalik, który dostałem od ciebie, Veruś, na zeszłoroczną Gwiazdkę. Na
szczęście jest ogromny i zakrywa moje zarumienione bynajmniej nie od mrozu
policzki.
- Chodźmy ogierze do środka. –
Morgenstern żartobliwym gestem przekrzywia mi czapkę. Mrugam szybko oczami i
zauważam, że reszta drużyny weszła już do hotelu.
Wzdycham głośno i podnoszę z
ziemi swoją ważącą tonę walizkę. Tęsknię, tak cholernie za tobą tęsknię. To aż
fizycznie boli.
Ale potem widzę ciebie. Tajnera i
ciebie. Wasze ubrania walające się po salonie. Twój pełen zakłopotania uśmiech.
I otwarty, przyjazny Tajner bez ani cienia wyrzutów w mądrych, wesołych oczach.
Ból momentalnie znika. Zamiast niego pustka wdziera się do mojego spojrzenia i
wyżera wszelkie emocje. Jestem jak robot. Automatyczny, nieobecny, jedzący
śrubki robot udający, że wszystko jest okay.
Ale nic nie jest okay.
I już nigdy nie będzie. Nie, póki
próbujesz rozmnażać się z Tajnerem.
W hotelu jest ciepło i przyjemnie.
Ściągam z głowy czapkę, luzuję szalik i czekam. Oho, breaking news, dzielę
pokój ze Schlierenzauerem. Po prostu CUDOWNIE. Wiem, że idiota nie da mi
spokoju. Bez przerwy będzie gadał o tym, jaka to jesteś niewdzięczna i głupia,
bo nie doceniłaś ani jego piękna ani mojego makaronu od sponsora ciężarówkami
dowożonego do mojego mieszkania. Jak widzę, życie lubi kopać leżących.
Okay, jest gorzej niż myślałem.
Schlierenzauer pożyczył od Ammanna okulary a’la Harry Potter i udaje
nauczyciela. Nauczyciela wychowania seksualnego należy dodać. Nie dociera nawet
do niego to, iż ty zdążyłaś już mnie nauczyć w tej materii wszystkiego, co było
do nauczenia. Na nic moje protesty i jęki, Gregor ciągle swoje. Uważa, że jest
mistrzem w randkologii, cokolwiek to znaczy.
- Na dzisiaj koniec teorii, potem
wyruszymy gdzieś zobaczyć jak sobie radzisz w praktyce. A teraz wybacz, muszę
wejść na skejpaja. Aguś pewnie już na mnie czeka.
Oddycham z ulgą i zamykam oczy.
Jednak szybko je otwieram – twój uśmiech mnie pali i dręczy. Tęsknię. Jak
wariat. Dlaczego nie ma cię obok mnie? Dlaczego ciebie już nie ma w moim życiu?
- Pójdę się przewietrzyć – mruczę
pod nosem i szykuję się do wyjścia. Nie mam ochoty słuchać Schlierenzauera podczas okresu godowego,
psychicznie nie dam rady.
Kussamo utonęło już w ciemności.
Nie lubię tu przyjeżdżać, wiesz o tym doskonale, marudziłem ci o tym przy
każdej nadarzającej się okazji. Wiesz, tutaj jest tylko pusta ulica, kilka
latarni i śnieg, śnieg i jeszcze więcej śniegu. A do ciebie ponad trzy tysiące
kilometrów.
Ale dzisiejsza cisza pasuje mi.
Wreszcie mam chwilę samotności, garść minut, w których mogę do ciebie
powdychać spróbować o tobie zapomnieć na swój własny sposób.
Powinienem cię nienawidzić. Nie
umiem, nie potrafię. Jesteś cząstką mnie, a ja siebie akceptuję i szanuje. A
przynajmniej było tak, dopóki mnie kochałaś. Teraz mogę zastanawiać się, co ze
mną jest nie tak, że nie chcesz być ze mną. Jestem niewystarczająco dobry,
prawda?
Chrzanić wszystko. Zachowuję się
jak zdesperowana baba porzucana przez faceta dla nastolatki.
Ale tęsknię. Jak cholera.
I kocham.
Błagam, wyjdź z mojego serca i
zostaw mnie w spokoju.
Nie odchodź. Zostań. Wróć.
************
Stefcio Hula, moje kochanie najdroższe ma urodziny :)* Mam nadzieję, że zrobi sobie dzisiaj porządne podsumowanie swojego dotychczasowego życia, weźmie się za siebie i w końcu wygra mi TCS <3 Bo on potrafi, ale mu się nie chce, o.
A co do rozdziału... Coraz gorzej, coooraz gorzej :c