Tak się chyba musi czuć wielbłąd,
myślę, niezdarnie wdrapując się po schodach z kilkoma torbami w rękach i na
plecach. W obliczu piątego piętra i ciasnej klatki schodowej mój bagaż robi się
za ciężki, niemalże wydusza ze mnie ostatnie tchnienie. Ale, Veruś, nie musisz
się martwić o moją formę. Spokojnie, Michi poradzi sobie ze wszystkim, nawet z
walizką uparcie wyślizgującą się z lewej ręki. Nie pierwszy raz bagaż próbuje
udowodnić mi swoją wyższość i nie pierwszy raz zaskoczę go swoją zaradnością
życiową i w ogóle.
Mont Everest zdobyty, torby z
hukiem lądują na ziemi przed drzwiami mojego mieszkania, a ja, umęczony i
szczęśliwy, szukam po kieszeniach kluczy.
To naprawdę przykre, że zobaczymy
się dopiero jutro.
- Michael, cześć!
Odwracam się i widzę wychodzącą
ze swojego mieszkania Arianę. Uśmiecham się do niej szeroko, wreszcie znajdując
klucze. Dziewczyna zatrzymuje się obok mnie, wymieniamy ze sobą kilka zdań.
Blondynka zaprasza mnie na herbatę z rumem. Mówię jej, że wpadnę wieczorem i
wchodzę do swojego cichego i dotkliwie pustego mieszkania.
Brakuje mi twojego głosu i
zapachu twoich ulubionych perfum, brakuje mi ciebie, naszego bycia razem.
A minęło zaledwie dwadzieścia
minut odkąd się pożegnaliśmy.
Zdejmując z siebie kurtkę,
przeklinam siarczyście pod nosem. Bo przecież obiecałem sobie, że nie będę
kochać cię za mocno, że nie będę łapał się ciebie kurczowo. Nie chcę by moja
miłość znowu przerodziła się w miłość toksyczną, chcę kochać cię normalnie,
chcę by łączyła nas miłość taka jaka łączy miliony innych par.
I tak też
będę cię kochać, słowo harcerza, którym nigdy nie byłem, ale…
Nastawiam wodę na kawę, a potem
wrzucam do pralki brudne ubrania. Pralka przestała być moim wrogiem – nasza
współpraca układa się wyśmienicie.
Potem robię tysiące różnych
rzeczy – ogarniam syf w salonie, zmieniam pościel, „przyrządzam” zupkę chińską,
wykręcam wypaloną żarówkę w łazience – i wszystko to bez myślenia o tobie.
Jestem z siebie dumny tak jakbym co najmniej stanął na podium w PŚ. Bo to, że
cię kocham nie znaczy, że musisz być w każdej mojej myśli, prawda?
Popołudniu odwiedzają mnie
Schlierenzauer i Fettner. Robimy sobie po porządnym drinku i zasiadamy przed
telewizorem, oglądając powtórkę „Unter Uns”. Fettner niemalże ryczy, wzruszony
sztucznie ckliwą sceną. Poza tym jest poważny i spokojny, zupełnie tak jak
przez ostatnich kilka dni, zupełnie tak jakby nie był sobą. Cudaczny okres
teraz przechodzi, doprawdy.
- Fettner, zarzuć żartem. – Mówi
nagle Gregor, na co Manuel reaguje z wyraźną niechęcią.
- Nie znam żartów.
Schlieri prycha cicho, z
łobuzerskim błyskiem w oku.
- No dalej, mów.
- Dlaczego cygan sprzedaje
dywany?
- No dlaczego?
- Bo łatwo je zwinąć.
Razem z Gregorem wybuchamy
śmiechem.. Nie wiem czy tak działa na nas Fettnerowy suchar, czy też po prostu
alkohol zaczął nam już mącić w głowach, ale jest całkiem zabawnie. Znowu mam
pretekst by nie myśleć o tobie – w końcu muszę skupić się na rozmowie, żartach
i Jacku Danielsie przed chwilą wyciągniętym z barku.
Eh, wiem że, gdybyś tu była,
popatrzyłabyś się na nas kpiąco i kręcąc z naganą głową wyszłabyś do sypialni,
robiąc się względem mnie oschła na kilka (w porywanych nawet do kilkunastu)
godzin. Bo nie znosisz, gdy piję dużo bez większego powodu.
Dbasz o moją wątrobę, to jest
doprawdy wzruszające :’)
- O! – Gregor uderza się dłonią w
kolano, wyraźnie czymś podekscytowany. Jego oczy świecą się tak jak tego dnia,
gdy dostał kask wysadzany diamencikami. – Fettner, powiedzże jaką laskę
obczailiśmy!
- Niezła szprycha! – Manu sugestywnie
porusza brwiami. - Klepałby jak babka pacierz.
- Wreszcie mądrze gadasz! Jak
stary, dobry, poczciwy Fetti. – Schlieren wznosi toast za bruneta, po czym
zaczyna śmiać się nieco gburowato. – Zobaczył dobrą dupę i wróciło mu dawne
myślenie.
- Wychodziła z twojej kamienicy,
Michi, kiedy my wchodziliśmy. Ten baran od razu zaczął do niej zarywać.
- Eh, chciałem wiedzieć, czy
nadal mam takie branie jak kiedyś i czy wciąż umiem bajerować laski. Nawet nie
pamiętam, kiedy ostatnio oglądałem się za jakąś dupcią. Ciągle tylko Agnes i
Agnes. Chociaż w sumie to nie jest takie przykre, Agnes jest niesamowita.
- Wyszło, że nie umie bajerować,
bo bardziej ze mną gadała. Pewnie odstraszyły ją kilogramy żelu w jego włosach.
- Zazdrośnik!
- A nie było tak?
- Po prostu zawstydziłem ją swoją
powalającą urodą i klasą samą w sobie. Mojemu uśmiechowi numer 5 żadna się nie
oprze, żad-na!
- Wmawiaj sobie tak, biedaku… W
każdym bądź razie, Mitchi, nazywała się Ariane, znasz ją?
- Kurwa że do siwego Hofera mać,
niech to Kunzle wybije Ammanowi siekacze, KTÓRA GODZINA? – Podrywam się
gwałtownie na nogi i szukam jakiegokolwiek zegarka. Na podłodze obok telewizora
znajduję telefon Schlierenzauera. Podświetlam wyświetlacz i parskam głośno,
dając upust frustracji. Dziewiąta czterdzieści siedem. OJEJ, kurwa i w ogóle.
Herbatka z rumem pewnie już dawno wystygła. – Miałem do niej wpaść wieczorem.
- Ty ogierze – Schlieri trąca
mnie w ramię, gdy z powrotem zasiadam na sofie.
- Czyżby pożycie z Verą ci się
nie układało, skoro szukasz zaspokojenia w ramionach innej? – Fett wraca do
swojego stylu myśliciela.
- Ariane to tylko koleżanka, nikt
więcej. – Mruczę pod nosem. Gdzie mój telefon, tak w ogóle? A tak, zostawiłem
go w kuchni, obok nowej dostawy makaronu od sponsora. Muszę po niego iść i
napisać do Ariane wiadomość. I tak też zrobię. Ale najpierw dokończę to pić, bo
jest dobre i ładnie wygląda.
- Koleżanka jak z tego filmu, „To
tylko seks”, co? – Śmieje się głośno Gregor.
A Fettner, tak dla odmiany,
prawie się zapowietrza.
- Omg! Omg! Omg! Uwielbiam ten
film!
Dobra, wychodzę. Nie podobają mi
się ich insynuacje. Gdzie ten cholerny złom?
Jest tam, gdzie go zostawiłem.
Wysyłam do Ariane SMS-a, trochę ją przepraszam i piszę, że wpadnę za chwilę,
jeśli nie ma nic przeciwko. Niemal natychmiast dostaję odpowiedź. Herbatka już
się parzy, rum przygotowany, a Ariane
czeka, oglądając jakiś film.
Chyba potrzebuję pogadać, ale na
razie muszę jakoś wygonić Fettnera i Schlierenzauera.
- To co z Ariane? – Pyta Manu,
gdy wchodzę do salonu.
Wzruszam obojętnie ramionami.
- Nic. A co ma być?
- Chcesz do niej iść.
- I co z tego?
- Bo ty tak rzadko gadasz z
innymi dziewczynami, tylko Vera ci w głowie.
- Tak nie można, zdecydowanie. –
Schlieri kręci głową. – Wiecie, że Agnes gniewa się na mnie zawsze, kiedy
położę na szklaną ławę jakiś kubek? Bo niby ślady zostają! Pff, też mi coś.
Serio, nie wiem, dlaczego robi z tego taką aferę. Baby są naprawdę upierdliwe.
- Olej go. – Radzi mi Fettner. –
I słuchaj mnie. Potrzebujesz przestrzeni i Vera też jej potrzebuje. Nie możecie
się nawzajem osaczać.
- Wiem. – Wzdycham głośno,
niecierpliwie. – Ja to wszystko wiem, ale chyba nie umiem inaczej.
- Michi…
- Chyba boję się, że znowu ją
stracę.
- Straciłeś ją właśnie przez
takie coś. I co teraz? Powtórka z rozrywki?
- To co mam niby zrobić?
- Oto jest pytanie…
- Idź do Ariane i ją przeleć. –
Wtrąca niespodziewanie Gregor. – I zamknij usta, bo wyglądasz jak Koudelka
podczas lotu.
Chowam twarz w dłoniach, załamany
tokiem myślenia Schlierenzauera. Czy dla niego seks jest wyjściem z każdej
sytuacji?
- Albo zerwij z Verą. – Schlieri
wzrusza ramionami i wstaje z kanapy. – Spadamy Fettner, niech załatwia to po
swojemu.
- Kocham Verę. – Mówię cicho,
smutno. Naprawdę mi przykro, że im, moim najlepszym kumplom nie podoba się mój
związek, związek, w którym jestem cholernie szczęśliwy.
- Ale to jest toksyczne uczucie,
kiedy to zrozumiesz? – Manuel klepie mnie w ramię, po czym razem z Gregorem
wychodzą z mojego mieszkania. Przez chwilę siedzę nieruchomo na kanapie,
wpatrzony jak w świętość w naszą wspólną fotografię stojącą na szafce. Miałaś
rację, wiesz? Związki nigdy nie są łatwe i idealne, związki to ciągła walka o
wspólne bycie, o miłość, która nie zawsze, jak się okazuje, jest dobra.
Nie chcę, by moja miłość mnie
niszczyła.
Apatycznie wstaję z kanapy i idę
do mieszkania Ariane, wcześniej zamykając swoje drzwi na klucz. Szatynka wita mnie promiennym uśmiechem i
błyszczącymi oczami, nie gniewa się na mnie, choć zapomniałem o tym, że byliśmy
umówieni. Każe mi usiąść na sofie, a sama idzie po herbatę z rumem. Herbatka
jest średnio dobra, rum zabija jej smak.
- Stało się coś? – Ariane zauważa
moją strapioną minę.
Wzruszam obojętnie ramionami,
mocniej zaciskając palce na kubku z herbatą.
- Chyba przechodzę jakiś kryzys.
– Wyznaję, po czym opowiadam jej o całym naszym związku, o mojej bezdennej miłości
do ciebie, o toksyczności mojego uczucia. Dziewczyna siedzi spokojnie wsłuchana
w każde moje słowo. Powoli robi mi się przyjemniej na duszy, ale i tak czuję
się tak jakbym przygrzmocił ryjem o zeskok.
- Wybaczyłeś jej taki romans? –
Ariane jest zaskoczona. Odgarnia z nad twarzy niesforne kosmyki włosów, po czym
przygląda mi się ciekawie. Tak, takiego okazu pewnie jeszcze w życiu nie
widziała.
- Każdy popełnia błędu, nawet
Vera. Zresztą wiem, że mnie kocha.
- No dobra. Kochacie się, ale i
tak coś jest nie tak.
- Każdy uważa, że za bardzo się
angażuję, że za mocno ją kocham. Że jestem trochę jak ciepłe kluchy.
- Lubię kluski. – Stwierdza ze
śmiechem Ariane. Podoba mi się, że nawet w trakcie poważnej rozmowy potrafi
mimochodem wtrąci kilka lekkich słów, o tak dla złagodzenia atmosfery. – Dajcie
sobie trochę luzu i czasu. Michi, masz dopiero dwadzieścia jeden lat, jeszcze
zdążysz się zaangażować.
- Spróbuję. – Wzdycham. – Masz
jakiś ciekawy film, hmm?
Ariane delikatnie ściska mnie za
dłoń, po czym podchodzi do szafki i szuka jakiegoś filmu. Cieszę się, że ją
mam, jest dobrą przyjaciółką i rozumie mnie nawet wtedy, gdy ja sam siebie nie
rozumiem. Muszę to docenić.
***
epicko spieprzone opowiadanie z żenującym próbami naprawienia, eh
a Stefcio mieszkał we Włoszech w pokoju z Mistrzem (;