niedziela, 17 marca 2013

`15.



Przyjdziesz do mnie dzisiaj.
To dziwne, ale ta myśl mnie nie cieszy, wręcz przeciwnie, trochę się jej boję. Bo nie chcę przy tobie zachowywać się tak jak Freund na widok wkładek. Bo nie chcę być taką ciamajdą, kluską, niewolnikiem. Chcę pokazać ci, że potrafię być facetem z jajami, chcę byś spojrzała na mnie z podziwem.
(a nie z rozczuleniem.)
Zresztą każdy wie, że dziewczyny potrzebują twardego chłopa, co dęba posadzi i wybuduje dom.
Ty też na pewno marzysz o twardszej wersji mnie.
Ale na razie muszę porzucić myślenie o tobie i o mnie, kryzysów egzystencjalnych teraz nie potrzebuję. Muszę wziąć się za kucharzenie.
Ugotuję ci makaron z tuńczykiem i niczego nie przypalę. Nawet Magda Gessler będzie pod wrażeniem moich kulinarnych wyczynów.
Może powianiem nakręcić program „Gotuj z Michi’m”?
A jak w skokach mi nie wyjdzie, to zostanę drugim Makłowiczem (tudzież kuchniowym Schlierenzauerem), założę fartuszek i otworzę naleśnikarnię. We Włoszech, tak na wszelki wypadek. Bo jeśli spalę restauryjkę to zawsze będę mógł wybierać drobniaki z Fontane di Trevi. Na chleb może starczy.
Wiem, ze mi nie wierzysz. W końcu jakim cudem ktos, kto przypala tosty z serem może zostać szefem kuchni? No cóż, mnie też to zastanawia, ae nie takie cuda się zdarzają. Na przykład, kto by pomyślał, że Schlierenzauer zacznie myśleć o ustatkowaniu się, a Zauner będzie śpiewał w chórkach Jamesa Blunta? Ten świat jest pełen niespodzianek, moja droga.
Ugotowałem smaczny makaron, yeah. Włączam twoją ulubioną płytę 3 Doors Down i otwieram ci drzwi.. Jesteś zachwycona, zupełnie inna niż wtedy, gdy po raz ostatni robiłem romantyczną kolację. Wszystko zaczyna się idealnie.
A potem wymyślam sobie problem – siebie. Bo wiem, ze nie jestem taki, jaki powinien być.
- Myślisz, że jestem za słodki?
Odsuwasz się ode mnie zaskoczona moim nagłym i niespodziewanym pytaniem. Twoje piękne oczy uważnie przypatrują się mojej twarzy, szukając jakiejkolwiek podpowiedzi. Niestety, Schatz, musisz liczyć tylko i wyłącznie na siebie, bo oczekują od ciebie jasnej i rzeczowej odpowiedzi.
- Michael, co ty…
- Po prostu odpowiedz – proszę, prostując się. Staram się patrzyć się na ciebie twardo, ale nie jestem pewien, jak mi to wychodzi; wyglądasz dzisiaj naprawdę cudownie. – Ciepłe kluchy ze mnie?
- Michi – uśmiechasz się łagodnie, jedną ręką łapiąc mnie za dłoń, a drugą przeczesując moje włosy. – Lubię, gdy jesteś taki uroczy.
- A gdybym… - Zaczynam, ale szybko się zamykam. Chyba nie umiem powiedzieć tego na głos.
- Gdybyś? – podnosisz pytająco brew.
- Nieważne.
- Ach, Michi.
Twój uśmiech jest totalnie olśniewający, a spojrzenie trochę jakby pobłażliwe. Chyba mam dość tego wszystkiego, chyba zaczynam rozumieć chłopaków i Ariane. Impuls pcha mnie do działania. Przylegam do ciebie gwałtownie, zupełnie nieromantycznie i niesubtelnie, po czym całuję cię naprawdę namiętnie. Moje ręce łapczywie sięgają pod twoją koszulkę, badając delikatną skórę pleców. Usta przesuwają się z twojej twarzy w stronę szyi. Jestem nieco brutalny i niedelikatny, co więcej, nawet mi się to podoba. Tobie zresztą też. Szybko pozbywasz się mojego podkoszulka, gryziesz mnie w ucho, gładzisz mój kark. Z sekundy na sekundę robi się coraz goręcej.
Powinienem już wcześniej stać się twardą kluchą.
Jakiś czas później leżymy w mojej sypialni. Dobrze ci w moich objęciach, widzę to. Mięśnie twojej twarzy są rozluźnione, uśmiech nieco rozmarzony. Od niechcenia gładzę cię po nagich ramionach, rozkoszując się przyjemnym ciepłem twojego ciała. Jest po prostu fucking awesome i aż szkoda byłoby to wszystko przerwać. Kocham cię, kocham cię mieć i być twoim kochankiem.
Zaczynasz się do mnie śmiać i jest to bardzo pociągający widok.
- Na ogół bywasz jak makaron z brokułami i kurczakiem. – Mówisz z błyszczącymi oczami. – Przepyszny, łagodny i wręcz się rozpływający. Ale dzisiaj… dzisiaj byłeś jak makaron z peperoni i parmezanem. Pikantny, ostry i niesamowicie pociągający.
- czyli nie jestem już ciepłą kluską?
- Zdecydowanie nie – Śmiejesz się i nieco się przekręcasz. Twoje usta szybko odnajdują drogę do moich ust i zabawa zaczyna się na nowo.
***
nie sprawdzałam błędów, także tego przepraszam.
eric i makarony aus Nowy Sącz <3

widok za oknem taki, że nic tylko zrobić kakao, usiąść przed tv, włączyć skoki i poudawać, ze sezon dopiero się zaczyna :<

wtorek, 5 marca 2013

`14.



Tak się chyba musi czuć wielbłąd, myślę, niezdarnie wdrapując się po schodach z kilkoma torbami w rękach i na plecach. W obliczu piątego piętra i ciasnej klatki schodowej mój bagaż robi się za ciężki, niemalże wydusza ze mnie ostatnie tchnienie. Ale, Veruś, nie musisz się martwić o moją formę. Spokojnie, Michi poradzi sobie ze wszystkim, nawet z walizką uparcie wyślizgującą się z lewej ręki. Nie pierwszy raz bagaż próbuje udowodnić mi swoją wyższość i nie pierwszy raz zaskoczę go swoją zaradnością życiową i w ogóle.
Mont Everest zdobyty, torby z hukiem lądują na ziemi przed drzwiami mojego mieszkania, a ja, umęczony i szczęśliwy, szukam po kieszeniach kluczy.
To naprawdę przykre, że zobaczymy się dopiero jutro.
- Michael, cześć!
Odwracam się i widzę wychodzącą ze swojego mieszkania Arianę. Uśmiecham się do niej szeroko, wreszcie znajdując klucze. Dziewczyna zatrzymuje się obok mnie, wymieniamy ze sobą kilka zdań. Blondynka zaprasza mnie na herbatę z rumem. Mówię jej, że wpadnę wieczorem i wchodzę do swojego cichego i dotkliwie pustego mieszkania.
Brakuje mi twojego głosu i zapachu twoich ulubionych perfum, brakuje mi ciebie, naszego bycia razem.
A minęło zaledwie dwadzieścia minut odkąd się pożegnaliśmy.
Zdejmując z siebie kurtkę, przeklinam siarczyście pod nosem. Bo przecież obiecałem sobie, że nie będę kochać cię za mocno, że nie będę łapał się ciebie kurczowo. Nie chcę by moja miłość znowu przerodziła się w miłość toksyczną, chcę kochać cię normalnie, chcę by łączyła nas miłość taka jaka łączy miliony innych par.
I tak też będę cię kochać, słowo harcerza, którym nigdy nie byłem, ale…
Nastawiam wodę na kawę, a potem wrzucam do pralki brudne ubrania. Pralka przestała być moim wrogiem – nasza współpraca układa się wyśmienicie.
Potem robię tysiące różnych rzeczy – ogarniam syf w salonie, zmieniam pościel, „przyrządzam” zupkę chińską, wykręcam wypaloną żarówkę w łazience – i wszystko to bez myślenia o tobie. Jestem z siebie dumny tak jakbym co najmniej stanął na podium w PŚ. Bo to, że cię kocham nie znaczy, że musisz być w każdej mojej myśli, prawda?
Popołudniu odwiedzają mnie Schlierenzauer i Fettner. Robimy sobie po porządnym drinku i zasiadamy przed telewizorem, oglądając powtórkę „Unter Uns”. Fettner niemalże ryczy, wzruszony sztucznie ckliwą sceną. Poza tym jest poważny i spokojny, zupełnie tak jak przez ostatnich kilka dni, zupełnie tak jakby nie był sobą. Cudaczny okres teraz przechodzi, doprawdy.
- Fettner, zarzuć żartem. – Mówi nagle Gregor, na co Manuel reaguje z wyraźną niechęcią.
- Nie znam żartów.
Schlieri prycha cicho, z łobuzerskim błyskiem w oku.
- No dalej, mów.
- Dlaczego cygan sprzedaje dywany?
- No dlaczego?
- Bo łatwo je zwinąć.
Razem z Gregorem wybuchamy śmiechem.. Nie wiem czy tak działa na nas Fettnerowy suchar, czy też po prostu alkohol zaczął nam już mącić w głowach, ale jest całkiem zabawnie. Znowu mam pretekst by nie myśleć o tobie – w końcu muszę skupić się na rozmowie, żartach i Jacku Danielsie przed chwilą wyciągniętym z barku.
Eh, wiem że, gdybyś tu była, popatrzyłabyś się na nas kpiąco i kręcąc z naganą głową wyszłabyś do sypialni, robiąc się względem mnie oschła na kilka (w porywanych nawet do kilkunastu) godzin. Bo nie znosisz, gdy piję dużo bez większego powodu.
Dbasz o moją wątrobę, to jest doprawdy wzruszające :’)
- O! – Gregor uderza się dłonią w kolano, wyraźnie czymś podekscytowany. Jego oczy świecą się tak jak tego dnia, gdy dostał kask wysadzany diamencikami. – Fettner, powiedzże jaką laskę obczailiśmy!
- Niezła szprycha! – Manu sugestywnie porusza brwiami. - Klepałby jak babka pacierz.
- Wreszcie mądrze gadasz! Jak stary, dobry, poczciwy Fetti. – Schlieren wznosi toast za bruneta, po czym zaczyna śmiać się nieco gburowato. – Zobaczył dobrą dupę i wróciło mu dawne myślenie.
- Wychodziła z twojej kamienicy, Michi, kiedy my wchodziliśmy. Ten baran od razu zaczął do niej zarywać.
- Eh, chciałem wiedzieć, czy nadal mam takie branie jak kiedyś i czy wciąż umiem bajerować laski. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio oglądałem się za jakąś dupcią. Ciągle tylko Agnes i Agnes. Chociaż w sumie to nie jest takie przykre, Agnes jest niesamowita.
- Wyszło, że nie umie bajerować, bo bardziej ze mną gadała. Pewnie odstraszyły ją kilogramy żelu w jego włosach.
- Zazdrośnik!
- A nie było tak?
- Po prostu zawstydziłem ją swoją powalającą urodą i klasą samą w sobie. Mojemu uśmiechowi numer 5 żadna się nie oprze, żad-na!
- Wmawiaj sobie tak, biedaku… W każdym bądź razie, Mitchi, nazywała się Ariane, znasz ją?
- Kurwa że do siwego Hofera mać, niech to Kunzle wybije Ammanowi siekacze, KTÓRA GODZINA? – Podrywam się gwałtownie na nogi i szukam jakiegokolwiek zegarka. Na podłodze obok telewizora znajduję telefon Schlierenzauera. Podświetlam wyświetlacz i parskam głośno, dając upust frustracji. Dziewiąta czterdzieści siedem. OJEJ, kurwa i w ogóle. Herbatka z rumem pewnie już dawno wystygła. – Miałem do niej wpaść wieczorem.
- Ty ogierze – Schlieri trąca mnie w ramię, gdy z powrotem zasiadam na sofie.
- Czyżby pożycie z Verą ci się nie układało, skoro szukasz zaspokojenia w ramionach innej? – Fett wraca do swojego stylu myśliciela.
- Ariane to tylko koleżanka, nikt więcej. – Mruczę pod nosem. Gdzie mój telefon, tak w ogóle? A tak, zostawiłem go w kuchni, obok nowej dostawy makaronu od sponsora. Muszę po niego iść i napisać do Ariane wiadomość. I tak też zrobię. Ale najpierw dokończę to pić, bo jest dobre i ładnie wygląda.
- Koleżanka jak z tego filmu, „To tylko seks”, co? – Śmieje się głośno Gregor.
A Fettner, tak dla odmiany, prawie się zapowietrza.
- Omg! Omg! Omg! Uwielbiam ten film!
Dobra, wychodzę. Nie podobają mi się ich insynuacje. Gdzie ten cholerny złom?
Jest tam, gdzie go zostawiłem. Wysyłam do Ariane SMS-a, trochę ją przepraszam i piszę, że wpadnę za chwilę, jeśli nie ma nic przeciwko. Niemal natychmiast dostaję odpowiedź. Herbatka już się parzy,  rum przygotowany, a Ariane czeka, oglądając jakiś film.
Chyba potrzebuję pogadać, ale na razie muszę jakoś wygonić Fettnera i Schlierenzauera.
- To co z Ariane? – Pyta Manu, gdy wchodzę do salonu.
Wzruszam obojętnie ramionami.
- Nic. A co ma być?
- Chcesz do niej iść.
- I co z tego?
- Bo ty tak rzadko gadasz z innymi dziewczynami, tylko Vera ci w głowie.
- Tak nie można, zdecydowanie. – Schlieri kręci głową. – Wiecie, że Agnes gniewa się na mnie zawsze, kiedy położę na szklaną ławę jakiś kubek? Bo niby ślady zostają! Pff, też mi coś. Serio, nie wiem, dlaczego robi z tego taką aferę. Baby są naprawdę upierdliwe.
- Olej go. – Radzi mi Fettner. – I słuchaj mnie. Potrzebujesz przestrzeni i Vera też jej potrzebuje. Nie możecie się nawzajem osaczać.
- Wiem. – Wzdycham głośno, niecierpliwie. – Ja to wszystko wiem, ale chyba nie umiem inaczej.
- Michi…
- Chyba boję się, że znowu ją stracę.
- Straciłeś ją właśnie przez takie coś. I co teraz? Powtórka z rozrywki?
- To co mam niby zrobić?
- Oto jest pytanie…
- Idź do Ariane i ją przeleć. – Wtrąca niespodziewanie Gregor. – I zamknij usta, bo wyglądasz jak Koudelka podczas lotu.
Chowam twarz w dłoniach, załamany tokiem myślenia Schlierenzauera. Czy dla niego seks jest wyjściem z każdej sytuacji?
- Albo zerwij z Verą. – Schlieri wzrusza ramionami i wstaje z kanapy. – Spadamy Fettner, niech załatwia to po swojemu.
- Kocham Verę. – Mówię cicho, smutno. Naprawdę mi przykro, że im, moim najlepszym kumplom nie podoba się mój związek, związek, w którym jestem cholernie szczęśliwy.
- Ale to jest toksyczne uczucie, kiedy to zrozumiesz? – Manuel klepie mnie w ramię, po czym razem z Gregorem wychodzą z mojego mieszkania. Przez chwilę siedzę nieruchomo na kanapie, wpatrzony jak w świętość w naszą wspólną fotografię stojącą na szafce. Miałaś rację, wiesz? Związki nigdy nie są łatwe i idealne, związki to ciągła walka o wspólne bycie, o miłość, która nie zawsze, jak się okazuje, jest dobra.
Nie chcę, by moja miłość mnie niszczyła.
Apatycznie wstaję z kanapy i idę do mieszkania Ariane, wcześniej zamykając swoje drzwi na klucz.  Szatynka wita mnie promiennym uśmiechem i błyszczącymi oczami, nie gniewa się na mnie, choć zapomniałem o tym, że byliśmy umówieni. Każe mi usiąść na sofie, a sama idzie po herbatę z rumem. Herbatka jest średnio dobra, rum zabija jej smak.
- Stało się coś? – Ariane zauważa moją strapioną minę.
Wzruszam obojętnie ramionami, mocniej zaciskając palce na kubku z herbatą.
- Chyba przechodzę jakiś kryzys. – Wyznaję, po czym opowiadam jej o całym naszym związku, o mojej bezdennej miłości do ciebie, o toksyczności mojego uczucia. Dziewczyna siedzi spokojnie wsłuchana w każde moje słowo. Powoli robi mi się przyjemniej na duszy, ale i tak czuję się tak jakbym przygrzmocił ryjem o zeskok.
- Wybaczyłeś jej taki romans? – Ariane jest zaskoczona. Odgarnia z nad twarzy niesforne kosmyki włosów, po czym przygląda mi się ciekawie. Tak, takiego okazu pewnie jeszcze w życiu nie widziała.
- Każdy popełnia błędu, nawet Vera. Zresztą wiem, że mnie kocha.
- No dobra. Kochacie się, ale i tak coś jest nie tak.
- Każdy uważa, że za bardzo się angażuję, że za mocno ją kocham. Że jestem trochę jak ciepłe kluchy.
- Lubię kluski. – Stwierdza ze śmiechem Ariane. Podoba mi się, że nawet w trakcie poważnej rozmowy potrafi mimochodem wtrąci kilka lekkich słów, o tak dla złagodzenia atmosfery. – Dajcie sobie trochę luzu i czasu. Michi, masz dopiero dwadzieścia jeden lat, jeszcze zdążysz się zaangażować.
- Spróbuję. – Wzdycham. – Masz jakiś ciekawy film, hmm?
Ariane delikatnie ściska mnie za dłoń, po czym podchodzi do szafki i szuka jakiegoś filmu. Cieszę się, że ją mam, jest dobrą przyjaciółką i rozumie mnie nawet wtedy, gdy ja sam siebie nie rozumiem. Muszę to docenić.
***
epicko spieprzone opowiadanie z żenującym próbami naprawienia, eh
a Stefcio mieszkał we Włoszech w pokoju z Mistrzem (;

NAKED--HEART.blogspot.com <- nowe, nowe, nowe!