`7.
Sukces! Rzadziej o tobie myślę,
już nie przejmujesz każdej mojej myśli, moje serce przestało wykrzykiwać twoje
imię. I jest mi z tym naprawdę nieźle. Nic mnie nie boli, nic nie trzęsie moim
światem. Posklejałem się. W końcu.
Ale…
Ale zawsze jest jakiś haczyk, czyż
nie?
Czasami, gdy wracasz do mnie w myślach,
gdy myślę o tym jak musisz czuć się samotnie w Innsbrucku bez Tajnera, beze
mnie, moja tęsknota odżywa i sięga apogeum. Bo mi ciebie szkoda. I jeszcze
troszkę, tak ociupinkę cię kocham. Nie chcę, byś się smuciła i płakała,
mimo wszystko pragnę twojego szczęścia. Bo byłaś i już zawsze będziesz ważną
częścią mojego życia. Ważną częścią mnie.
Ale nauczyłem się bez ciebie żyć,
funkcjonować, oddychać. Odbudowałem się. I zaakceptowałem całą tą sytuację. I
myślę, że nadszedł czas, abym poszukał własnego szczęścia. Bez ciebie.
Dokładnie.
- Koniec świata! Armagedon! Płacz
i zgrzytanie zębów! Jestem skończony! SKOŃ-CZO-NY! Fuck!
- Schlierenzauer, zamknij japę, bo
„Modę na Sukces” oglądamy.
- Brooke właśnie dowiaduje się, że
Federico powiedział Carli, że Gwynne nigdy nie kochała Durwarda, bo Durward
kocha tylko Elmę, córkę Zacceusa, pierwszej miłości Brooke.
- Zarąbiecie – Gregor mruży oczy i
ze zrezygnowaniem opada na kanapę. – Cały świat wali mi się na głowę, przeżywam
boleści i katusze, ze stresu nie mogę jeść, spociły mi się stopy, przez co mogą
rozmnożyć mi się w skarpetce grzyby, a wy oglądacie durną telenowelę. Durną
telenowelę z seksowną Brooke. Zero współczucia dla człowieka w tragedii.
Przyjaciele od siedmiu boleści, kurwa.
- Nie przeklinaj – mówię odruchowo
i sięgam po chipsa. Za to obżarstwo powinienem zostać skazany na dożywotnie
czyszczenie i odenzymianie wkładek Freunda.
A Freund ma dość pokaźną kolekcję zażutych
do granic możliwości wkładek.
- I ty, Mitchi przeciwko mnie? –
Schlieri teatralnie wzdycha. Nie cierpię, gdy zachowuje się jak wielka diwa
sprzed dwudziestolecia międzywojennego. – Czy Ridge właśnie zapomniał o tym, że
jego szczęśliwych bokserek w Pedobeary pierze się w trzydziestu stopniach?
- Aha.
- Nie do pomyślenia!
- Okej. – Pięć minut później, gdy
Brooke po raz enty policzkuje Ridge’a i gdy „Moda na Sukces” dobiega końca,
Kofler wyłącza telewizor i przenosi wzrok na Schlierenzauera. – No więc, co to
za straszna sprawa, która przyczynia się do twojej potencjalnej grzybicy?
- A tak – Greg prostuje plecy i na
nowo zaczyna panikować. Gdyby jakaś laska zobaczyłaby go w takim stanie, na
pewno odechciałoby się jej molestowania Gregora. Bo panikujący Schlierenzauer
nie ma w sobie ani grama seksapilu. – Agnes chce zaprosić na kolację swoich
rodziców. W sensie, chce abym JA POZNAŁ JEJ RODZICÓW. Weź ktoś z łaski swojej
sznur i powieś mnie na maszcie. Albo pożyczcie od Bardala zeszłorocznej
Kryształowej Kuli i rozbijcie mi ją na łbie. Tak między nami, wolałbym tą
pierwszą opcję, bo w drugiej krew poskleja mi włosy.
Cisza jak makiem zasiał.
To są właśnie, Vero, problemy
Schlierenzauera.
- No co? – Schlieri wygina usta w
podkówkę i zakłada ręce na piersi. Wygląda jak przerośnięte, obrażone dziecko
ze stopami rozmiar 48.
- Co złego jest w tym, że masz
poznać jej rodziców? – Morgi posyła młodszemu koledze ironiczny uśmiech. – To
naturalna kolej rzeczy.
- Wtedy nasz związek stanie się
bardziej, no nie wiem, poważny?
- I co w związku z tym?
- Nooo… będę w poważnym związku.
Nie chcę być w poważnym związku. Chcę być wolny.
- Ale beka! – Fettner nagle
wybucha głośnym śmiechem. – Nasz Greguszek boi się zaangażować!
- Nieprawda! – krzyczy nadąsany
Schlieri.
Wiem, co byś powiedziała, gdybyś
go zobaczyła. Wypisz, wymaluj Mitchi. Ale,
no wiesz, twój tata jest jeszcze straszniejszy niż Pointer, mój strach przed
tamtym spotkaniem był więc całkowicie uzasadniony. Bo nigdy nie lekceważy się
pogłosek i legend o klanie Pointer.
- Co Agnes na to? – Pyta się
Zauner.
Schlierenzauer wydyma policzki.
- Każe mi ładować dupcię w
samochód i przyjeżdżać do Innsbrucka, inaczej do końca życia śpię na kanapie. I
dostanę szlaban na jej krem pod oczy.
- Zerwij z nią. – Niespodziewanie
odzywa się Koch. Każdy przenosi na niego wzrok i z niedowierzaniem przewierca
go spojrzeniem. No bo Koch, dobre rady i pomaganie kumplom z drużyny… to po
prostu nie może znaleźć się w jednym pakiecie.
- Po co mam z nią zrywać?
Ironiczny uśmiech rozświetla twarz
Martina.
Tak, tylko ironia, sarkazm oraz
sadystyczna radość jest w stanie złagodzić jego zgorzchniałe lica.
- Bo tak zawsze robisz, gdy a)
twój związek robi się poważny; b) pojawiają się komplikacje.
Co jak co, ale Koch ma rację. No
proszę, niby siedzi sobie taki cichutko, stroni od naszego towarzystwa, czasem
się tylko odezwie, by komuś dociąć, a zna nas lepiej niż my sami siebie. Może
był ostatnio na jakimś kursie z psychologii?
- Ale… - Pewność siebie i
arogancja nagle jakby wyparowują ze Schlierenzauera. Gregor wygląda na naprawdę
przerażonego i zagubionego. – Ale… Kurwa. Zdaje mi się, że chyba ją kocham.
…?
No comment.
- Do Poitnera marsz! – Drzwi do
pokoju nagle się otwierają i miga nam głowa Floriana.
Ciekawe, co znowu przeskrobaliśmy.
I jakie będą tego konsekwencje.
- Mam dla was niespodziankę! –
Pointer z zadowoleniem rozgląda się po pokoju. Jego mina na chwilę kwaśnieje,
gdy napotyka mój wzrok. Oho, coś jest nie tak. – Jak wiecie Silvia jest w ciąży
i niestety nie może mi dłużej asystować, a przynajmniej nie w ciągu
najbliższych miesięcy.
Ale to nie ja ją zaciążyłem, więc dlaczego trener patrzy się na mnie, jakby miał zamiar wykopać mnie w Kosmos?
- Szkoda. – Mruczy pod nosem
Zauner. Silvia podobała mu się od zawsze. – I to wielka.
- Znalazłem kogoś, kto ją zastąpi.
Mam nadzieję, że nam wszystkim będzie się nadal tak świetnie pracowało i że
nadal będziemy miażdżyć innych. Bo ja wiecie, taka Polska rośnie w siłę.
Ostatnio przegralibyśmy jak nic, gdyby nie rekord Koflera. Ale rozumiem,
mieliście prawo być zaskoczonymi. Ten
drugi skok Huli był jak poezja, taki majestatyczny. Podpatrzcie jego odbicie, a
wyjdzie to wam na dobre, zwłaszcza tobie, Fettner. Ale wracając do naszej
sprawy, przyjmijcie moją nową asystentkę z otwartymi ramionami!
Drzwi do pokoju się otwierają, a
ja zastygam w głębokim zaskoczeniu. Czuję się jakbym znowu zaczął się kruszyć i
rozpadać, misterne fundamenty zamieniają się w proch. Jestem zdezorientowany i
przerażony, nie mam pojęcia, co się dzieje, ani w którą stronę pójść. Moje
serce wali jak szalone, jeszcze chwila, a wyskoczy z klatki piersiowej i
ucieknie daleko ode mnie.
A wszystko przez to, że przede mną
stoisz ty, Vero.
Stoisz i niepewnie się uśmiechasz,
omijając mnie wzrokiem.
Nagle wszystko do mnie wraca i
znowu jest niefajnie. Jak mam się zachować? Co czuć?
- Cześć wam – mówisz cicho, a twój
wzrok wędruje ku mnie.
Przepadłem.
Przepadłem po raz kolejny.
****************
KRUCZEK, ODDAWAJ STEFANA!
czas na reklamy: z tego szacownego miejsca chciałabym was serdecznie zaprosić do czytania opowiadanie Agnieszki, bo zapowiada się naprawdę genialnie i jest takie... inne. W tym pozytywnym znaczeniu :) http://together-or-separately.blogspot.com/ <3