Niemyślęotobieniemyślęotobienaprawdęotobieniemyślę.
Bo myślę o wodzie, kawie i
aspirynie. Czuję się jakby ktoś tłukł mnie cegłami po głowie. I jakbym miał
Saharę w gardle. Ale przynajmniej zasada: „Jeśli boli cię łeb, uderz się w
brzuch” działa. Chwilowo. Sprawiałaś ból mojemu sercu to poszedłem się upić i
teraz odczuwam rozkosze kaca. A bólu serca nie pamiętam. Idea bodajże średniowieczna,
ale jakże ponadczasowa. Jest dobrze, chociaż jest źle.
Ten burak Schlierenzauer jeszcze
śpi. Od jego chrapania trzęsie się ziemia w Tokio. A niby taki ideał! Pozory,
wszystko to tylko pozory. Myślałem, że jest moim przyjacielem, że mimo
zaabsorbowania własną osobą, jest takim ludziem, na którego zawsze mogę liczyć.
Ale nie. Niestety. Miałaś rację, kochanie, mówiąc, że kiedyś się na nim
przejadę. Nie wierzyłem ci. Aż do wczoraj, aż do momentu, gdy odsłonił swoją
prawdziwą twarz. Zaledwie kilka słów, które jeszcze bardziej rozwaliły moje
serce. Świat to skomplikowane miejsce, a ludzie chyba się sprzysiężyli
przeciwko mnie. Najpierw ty, potem on, każde z was zraniło mnie do krwi. Ale
jak to mówią, co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda?
A tak na marginesie, tęsknię za
tobą. Bardzo. Wciąż.
Chyba czas na śniadanie. I mocną
kawę, która postawi mnie na nogi. Ewentualnie rosołek, bo on zawsze pomaga mi
na kaca. Ale o rosołku mogę sobie pomarzyć, wątpię czy coś poza owsianką i
grochówką figuruje w hotelowym menu. Kuusamo to dziura, pamiętasz?
Jeszcze raz zerkam na
Schlierenzauera, opierając się pokusie wywinięcia mu jakiegoś żartu i wychodzę
z pokoju. Na korytarzu natykam się na Toma Hilde i Andreasa Stjernena.
Scheisse, dzień zaczyna się pięknie.
Przełykam głośno ślinę,
przygarbiam się i ze spuszczonym wzrokiem przechodzę obok Norwegów. Niestety
Skandynawowie mnie zauważają. Pamiętasz jak ci kiedyś opowiadałem o nich? Jak
ukradli Kochowi jego album z naklejkami pokemonów i jak go potem pokroili na
kawałki i na oczach Martina spuścili resztki jego własności w kiblu? Norweskie
wyrachowanie, zimne i oschłe.
Nie żebym się ich bał. Dzisiaj mam
po prostu zły dzień.
A ich oczy wręcz zioną chęcią
zamknięcia mnie w schowku na środki czystości razem z Hoferem na głodzie
nikotynowym.
A Hofer domagający się papierosa
nie jest dobry dla nikogo, nawet dla Austriaka.
- Hayboeck – cedzi przez zęby
Hilde. Jego włosy są dzisiaj przyklapnięte, nieświeże i wręcz domagają się
mycia. No cóż, muszę przyznać, że to rzadki widok.
- Was? – Patrzę na niego twardo. Bo nie jestem mięczakiem. To, że
załamuję się twoim odejściem nie znaczy, że można mną pomiatać. Mam tylko jeden
słaby punkt i tym punktem jesteś ty, Vero.
Chociaż nie wiem, czy udawanie
chojraka przed Norwegami to taki dobry pomysł.
- Grzeczniej, Mitchi – Tom
uśmiecha się cwano. – Interesa mamy.
- Nie zdradzę wam przepisu na zupę
świętego Alexandra. Mowy nie ma. Ani nie zwędzę dla was jego szczęśliwych
majtek.
Skoczkowie z obozu wroga
przewracają wymownie oczami. Wyglądają na nieco zirytowanych.
- Posłuchaj no se nas, chłopaczku
– Hilde nadal się uśmiecha. Jego uśmiech nie jest fajny. Zdecydowanie.
- Właśnie – Stjernen mruży
zaczepnie patrzały. – Śmierdzące gacie Pointnera nie są nam do szczęścia
potrzebne. Wystarczą nam radioaktywne, sztywne od potu skarpetki papy Stoeckla,
które, niestety, stały się naszą relikwią.
- Działającą relikwią – podkreśla
Tom. – Ale nie o tym chcieliśmy. Doszły nas słuchy, żeś popstrykał się ze
Schlierenzauerem he he.
- Paskuda z niego, nieprawdaż? –
Andreas uśmiecha się pod nosem.
- Zemsta na nim byłaby klawa,
trust me. Tylko wyobraź sobie jego facjatę wykrzywioną w grymasie bólu i
upokorzenia.
- I ten wzrok potulnego kundla!
- Dla takich widoków warto żyć!
Zobaczysz, będzie fajno.
Zemsta na Schlierenzauerze?
PRAWDZIWA zemsta? Cóż to za niemoralna propozycja, jeszcze nigdy w życiu nikogo
nie skrzywdziłem!
Nie licząc Jutty ze starszaków w
przedszkolu. Ale ja naprawdę nie lubiłem udawać dzidziusia podczas zabaw w dom!
Dlatego nie dałem jej tego lizaka, chociaż tak bardzo o niego prosiła…
- Pomyśl nad tym. W razie czego
wiesz, gdzie nas znaleźć. – Hilde klepie mnie w ramię i odchodzi razem ze
Stjernenem.
Nie tacy Norwegowi straszni jak
ich malują.
W hotelowej restauracji (chociaż
to restauracji nie przypomina, no ale…) aż huczy od plotek. Kilka razy obiło mi
się o uszy także i moje nazwisko. Wreszcie jestem sławny, ludzie o mnie mówią i
dosłownie niewiele brakuje mi do chłopaków z One Direction. Plus 34647868766 do
zajebistości.
Zawsze o tym marzyłaś, czyż nie,
kotku?
- Siema Mitchi! – Fettner wita
mnie promiennym uśmiechem. To jest prawdziwy przyjaciel, myślę i siadam obok
niego. Krew energicznie pulsuje mi w głowie, przez co hałas w pomieszczeniu
znacznie mnie irytuje. Kac to nieciekawa sprawa.
Z ulgą przysysam się do filiżanki
z kawą. Smakuje trochę jak błoto, ale zawiera kofeinę, a teraz tylko to się
liczy. Ból głowy jakby zmalał.
Chociaż katowanie się bolączkami
byłoby lepszą opcją dla mnie.
E tam, lubię myśleć o tobie, nawet jeśli to
boli.
- Jak tam? – Manuel odsuwa od
siebie talerz niemalże wylizany do błysku. Obżartuch, zje wszystko nawet jeśli
będzie to przeterminowane, zielone i znowu się ruszające.
Podnoszę na niego zbolały wzrok i
jęczę.
- Do dupy. Bardziej niż do dupy.
- Jesteś tematem jeden
dzisiejszego dnia. Powinieneś się cieszyć. Aż opływasz sławą, celebrytko.
- Nawet mi o tym nie wspominaj.
- Dlaczego? Twój wczorajszy paw
był epicki. O Schlierenzauerze już nie mówiąc.
- Musisz się nade mną pastwić? –
Fettner, gdzie twoja przyjaźń, do cholery? – A tak szczerze, też uważasz, że to
moja wina, iż Vera ode mnie odeszła?
- Arschloch – Fett prycha. – Przestań się nad sobą użalać. Szkoda
życia.
Chcę rzucić mu mordercze
spojrzenie, ale nie jestem w stanie. Znowu przed oczami szalejesz mi ty. A w
uszach słyszę Schlierenzauera.
Fettner ma pieprzoną rację.
- Nie poznaję cię.
- Mój nowy image. – Manuel
wyszczerza zęby. – Ostatnio przeczytałam kilka książek Paula Coelho i czuję się
teraz mądry.
- Tytuł książki to nie cała
książka, głąbie.
- Chyba wiem. W każdym bądź razie,
słyszałem, że laski lecą na inteligentów, bo oni są sexi.
- Naprawdę jesteś głąbem.
- Obaj jesteśmy.
- Możliwe.
Kiedyś muszę tam wejść, spojrzeć
Schlierenzauerowi w twarz i udać, że nic a nic nie poruszyły mnie jego słowa. A
to kiedyś jest teraz. Trzy cztery i wchodzę. Bo jestem twardy i w ogóle.
Trzy cztery.
I już.
O, Schlierenzauer krzywi się przed
lusterkiem. Witamy w rzeczywistości, zwanej Kacem, Herr Schlierenzauer.
Jak gdyby nic podchodzę do swojego
walizki. Gregor mnie nie zauważa. Woli patrzyć się na swoje przekrwione oczka.
Nie wygląda już tak ładnie. Gdyby fanki mogłyby go teraz zobaczyć…
Chociaż ty przejrzałaś go od
samego początku, od jego „czekałem na ciebie od zawsze”. Może dlatego, że nie
byłaś/jesteś jego fanką, a może po prostu twoja intuicja nigdy cię nie zawodzi.
Druga opcja równa się temu, że do
Papy Dinozaura aus Polen też się nie pomyliłaś. Ups. Cholera. Szczęścia życzę.
- Znowu o niej myślisz, debilu. –
Gregor mnie zauważył, no proszę. – Nie zaprzeczaj, widzę twoją minę. I wiesz
co? Ty naprawdę jesteś ciota. Jedna wielka ciota.
- Przestań. – Mówię stanowczo. A
co? Niech nie myśli, że może mną pomiatać. Nie jestem ciotą. I nigdy nie będę.
Po tobie też nie będę rozpaczać. Nie mehr.
Koniec z tobą, Vero. Koniec. Definitywnie.
Nie kocham cię. Amen.
- Bo co? – Schlierenzauer
ironicznie unosi brew. Dlaczego on ma mnie za takie dziecko? Dlaczego mnie
lekceważy? Przyjaciel od siedmiu boleści, pff.
- Myślałem, że jesteś moim
kumplem.
- A ja myślałem, że jesteś
twardszy. Widocznie obydwu nam nie wychodzi myślenie.
- O co ci chodzi?
- O to, że mam dość twojego
mazgajenia się. Ogarnij się wreszcie – Gregor wywraca oczami. – Świat to coś
więcej niż Vera.
- Nie kocham jej już.
- Aha.
- Naprawdę. Nie kocham… Zresztą…
Idę stąd.
- Obyś gdzieś po drodze walnął się
w głowę. Może to ci pomoże, otrząsnąć dupę.
Kretyn. Idiota. Przyjaciel, kurde.
Vera, bądź tu, przytul. Pomóż mi. Z tobą będzie łatwiej.
Ale ja przecież cię nie kocham…
Kurde, wiesz co teraz zrobię?
Znajdę Norwegów.
************
Za błędy przepraszam, nie mam siły sprawdzać.
Nudeln jest fajny, Nudeln pojawia się na sprawdzianach <3